ani pisze:A ten kiciuś, o którym piszesz to może któryś z tych z Twojego wątku?
Z Witomina?
Wacusia...jak o niej pomysle to boli mnie serducho i chce mi sie wyc!!!
W zeszlym roku cos pod koniec czerwca,ktos wrzucil do naszego ogrodu kotke.Na oko miala gdzies 3latka,wysterylizowana,sliczna...
Bardzo plakala za swoimi opiekunami.Zaczelam ja dokarmiac,kota byla nieufna(zreszta na poczatku myslam ze to Wacek-chlopczyk)nie chcial podchodzic, bala sie i strasznie rozpaczala
Gdzies moze po miesiacu pozwolila sie w koncu poglaskac

Bardzo sie cieszylam,ze mi zaufala,dogladalam jej w ogrodzie w kazdej wolnej chwili.Moje chlopaki,uzbrojone w kije odganialy osiedlowych wyzeraczy,zreszta kocury bardzo tepily koteczke a ona byla sierota domowa,nienauczona walk ulicznych.Ale pomagalismy jak umielismy Wacusi.Namawialam meza zeby ja zabrac do domu,uparl sie ze nie i koniec!
Nadeszly chlody,deszcze...serce mi pekalo jak widzilam kicie na tym deszczu.Wacusia nauczyla sie okrazac nasz dom,zapuszczala sie coraz dalej(w poszukiwaniu cieplego kata) i teraz juz od zawsze czekala na mnie przed domem siedzac na masce naszego samochodu.
A my mieszkamy przy ruchliwej ulicy...
Kiedy spadl pierwszy snieg zanioslam Wackowa do naszej piwnicy.Mamy tam wybite okienko tak na wszelki wypadek(tej zimy goscilismy w piwnicy jeze!)Niestety kotka nie chcila siedziec w piwnicy(kto by chcial) i wracala przed dom.
Ja cos czulam,balam sie o nia,wiedzialam ze ciezko jej przystosowac sie do zycia jako wolny kot... ona tak uwielbiala pieszczoty...drapki
Ktoregos ranka wygladam przez okno a na ulicy Wacusia....bez zycia!!!
Jakis skur....po prostu jechal i ...
Zadzwonilam po znajomego,zebralismy kotke z ulicy....nawet nie moglam jej zakopac bo byl grudzien i ziemia zamarzla!!!
Gdybym nie posluchala mojego TZ,gdybym zabrala ja chociaz do lazienki...zylaby nadal...A tak? Przedluzylam jej zycie tylko o pol roku....bo tyle sie znalysmy..ta kotka jest w moim sercu i zawsze tam bedzie...
Mam na swoim sumieniu jedno kocie istnienie....musze ocalic nastepne...