CoToMa pisze:Odebrałam ze schronu Aldewir (jutro zaczynamy dezynfekcję)...
Która zaczęła się od wymiziania Bajeczki w imieniu Trawki.
Sama dezynfekcja była mordercza, ale przebiegała w atmosferze wesołości.
Szczególnie wtedy, kiedy CoToMa zgotowała mi fantastyczne "bicze szwedzkie" przy opłukiwaniu odkażonych wielgachnych klatek, które odkażałyśmy w ogrodzie.
Co zresztą się przydało, bo pogoda jak najbardziej sprzyjała.
Kiedy uporałyśmy się z klatkami, zabrałyśmy się za pokój przeznaczony na kwarantannę.
Musiałyśmy odkazić każdą rzecz znajdującą się w nim.
Do mojego momentu wyjścia - udało się w znacznej części przygotować ten pokój.
CoToMa - na pewno naskrobie parę słów z dalszego przebiegu akcji.
Kiedy robiłyśmy sobie przerwy - wychodziłam do ogrodu i obserwowałam cuda nad cudami.
Malusią koteczkę, garnącą sie do ludzi i bardzo, bardzo zwracającą na siebie uwagę.
Dumną mamusię z trojgiem maluchów - dwie dziewczynki trójkolorki i krówkowy chłopczyk.
/Szkoda że nie miałyśmy kamerki. Uwieczniłybyśmy moment karmienia maluszków i ich zabawy./
Imbirka - ciągle najeżonego, oczywiście na postrach, i mówiącego - "nie zbliżajcie się i dajcie mi spokój".
Dwupaka - patrzącego przerażonymi oczkami co się wokół nich dzieje.
Przepiękną Jamajkę.
No i oczywiście Magika z magicznym ogonkiem.
Z oczywistych względów - nie były jeszcze szczepione - nie mogłam ich wymiziać.
Resztę kotuchów - niektóre oczywiście nie życzyły sobie tego - poczochrałam po łebkach.
Kiedy przyszłam do domu, zajęłam się moimi stęsknionymi maluchami i padłam.
