Chyba przechwaliłam moje futrzaste słoneczka....

Dzisiaj od przyjścia do domu byłam raczona koncertem niczym w najpodlejszym niskopodłogowym autobusie (Budyń oczywiscie, któżby inny). Nie pomogło ani jedzonko, ani sprzątanie kuwety, ani przytulanie, ani zaproszenie do wspólnego obierana fasolki szparagowej...No nic

. Po obiedzie otworzyłam balkon, Budyń połaziła, połaził, pomiauczał i pognał pod drzwi...wyjściowe. I dalej koncert... A do tenora tomu troszkę brakuje, chociaż to górne "c" bierze prawie jak Kiepura...Próbowałam udawać, że nie słyszę. Ale ta ruda podłość chodząca (rude to jednak wredne są

) zaczął napadac na BluMke tak aż biedna zaczęła piszczeć. No dobra, poddaje się, idziemy na spacer. Dzisiaj ja spaceruję Budynia. Uh, jogging przez pół osiedla za galopującym kotkiem... Kotek galopował pod najbardziej zakocony osiedlowy blok, gdzie już, już zaczynał się czaic, ale z uwagi na liczne towarzystwo psie wzięłam go na ręce jednak i wyniosłam z ulubionego podwórka. Mielismy też spotkanie nieomal nos w nos z jamnikiem, bo ja oczywiście nie zauważyłam że piesek drałuje prosto na nas, zorientowałam się, jak jamnik był metr od Budynia, ale pomiędzy nimi było drzewo...Hehe, pani od jamnika stwierdziła, że piesek pogonił kota. I niech jej będzie, że pogonił. Jak to niektórzy muszą sobie dodawać

Kot po prostu nie miał ochoty na poufałości i już

I dobrze
Z lekką zadyszką (po tym joggingu) zataszczyłam Budynia do domu, licząc na błogi spokojny wieczór. A tu nic z tego, znowu koncert pod drzwiami. Cholera, zakochał sie, czy jak? Ale przecież on... No nic, przejdzie mu. Przeszło. W dziką agresję wobec BluMki, przez ponad pół godziny ganiał ją po całym domu i tłukł aż piszczała (a to cichutka dziewczyna jest). Doszło do tego, ze ona na sam widok Budynia prychała i machała pazurami, a ja łaziłam za nimi ze spryskiwaczem. W końcu BluMka zadekowała się przy komputerze, a Budyń połaził, połaził i położył się na kanapie. Śpi teraz jak wcielenie niewinności. Jakby nie było całego po południa. BluMka przed chwilą wstała, poszła do niego powąchała, liznęla po łebku... I śpią sobie teraz jak dwa aniołki w odległości pół metra od siebie. Jakby nic się nie działo, może wcześniej to mi się śniło
A swoją drogą, ciekawe co Budyniowi odbiło... Trochę się niepokoję co będzie jutro....