Sporo czasu minęło, próby udomowienia Murzynka spełzły na niczym, można tylko przytoczyć fotę z sierpnia:
Koto obrosło w futro i tłuszczyk, zważniało i zdziczało. Już tak do środka nie wchodzi mimo zimna. Kto wie - może ma jakieś złe doświadczenia i boi się zamknięcia (oj, jak się boi!). Gdy otwieram okno, to wieje i nawet widok pełnej michy w ręku go nie zatrzyma.
A tu Pan Pogodynka zapowiada przymrozki... Nigdy nie miałam takich doświadczeń. Nawet najdzikszy podwórzowiec zawsze przełamywał się i zaczynał po prostu pomieszkiwać w kuchni w czasie mrozów.
Narazie przyszło mi wysilić wyobraźnię, zakasać rękawy i spreparować taką oto budkę:
Jest to karton ocieplony styropianem i obciągnięty workiem na śmieci (120.litrowym). Ma kotarkę w otworze z kawałka ręcznika, w środku narazie wymoszczony tylko zmiętymi gazetami. Został wstawiony pod duży świerk, bo jego gałęzie zrobiły naturalny namiot i kociaste mają tam metę. Na zanentę wsypałam garść chrupek. Zobaczymy - przynajmniej sumienie mamy czyste, bo tak naprawdę nie wiemy jakie są jego kryjówki w okolicy. Parę domów dalej pewien facet z powodu alergii nie może trzymać kotów w domu. Wyprowadził więc samochód pod chmurkę i przysposobił swoim "gadom" garaż, więc może tam?...
Jeśli zasiedli budkę, to w razie czego będzie miał gotowe legowisko jeśli trzeba będzie udostępnić któreś okienko piwniczne.
No i tyle o Murzynie...
Bo jednak to nie on okazał się następcą Ramzika - kotem specjalnej troski - tylko... Persowaty
... kot neurologiczny.