Sto rudych kotów
Przez sen słyszałem jak Smarkacz i Alex wrócili z pomostu i chociaż starali się wskoczyć na pokład najciszej jak się dało, Dexter i tak zamruczał cos niepochlebnego o dzieciakach, które szwendają się niewiadomo gdzie po nocy.
- Tylko sobie nie wyobrażaj, że będę zarywać każdą noc w imię romantycznych spacerów – fuknęła Alex spychając Smarkacza z ławeczki.
Smarkacz posłusznie zwinął się w kłębek na zwoju lin i głęboko westchnął.
Wczesnym rankiem obudziło mnie stukanie psich pazurów. Otworzyłem oczy.
- Spójrz – powiedział pies wskazując łbem na niebo.
Na morzu, które prawie się nie poruszało wszystkimi barwami czerwieni lśniło słońce.
Fale z cichym mlaskiem oblizywały dno kutra, a ptaszyska dryfowały na wodzie jak gumowe zabawki.
Zaraz za psem pojawił się rybak.
- Trzeba było wstać o wschodzie słońca – powiedział .– To jest dopiero widok !
Z kieszeni wiatrówki wyjął gazetę i rozłożył ją na pokładzie.
„ Zwyrodniałe pielęgniarki ” - nie bez satysfakcji odczytałem tłusty druk na pierwszej stronie i od razu pomyślałem o parze żelaznych rąk przytrzymujących mnie jak kleszcze.
Mój mózg odtworzył kilkanaście zastrzyków, usuwanie kamienia nazębnego i jakieś paskudnie gorzkie tabletki, które siłą wpychano mi do pyska podczas choroby.
„ Przedziwne zachowanie zwierząt ” – następny artykuł traktował o psie kradnącym gazety, a „Sto rudych kotów w naszej redakcji ” wystarczył mi za wszystko.
W dole strony była jeszcze malutka informacja o tym, jak to pewien lokalny alkoholik, któremu nie pomogła ani potrójna kuracja, ani pielgrzymka - doznał cudownego nawrócenia napotkawszy pod kioskiem anioła.
Przyjrzałem się uważnie psu. Jego zaśliniona paszcza budziła we mnie raczej przeciwne skojarzenia...
Obok artykułu widniało zdjęcie czterech starszych pań z podpisem „ byłyśmy świadkami cudu”. Co prawda nie zauważyłem, aby w najmniejszym stopniu zwróciły uwagę na to, co działo się na ulicy, ale, jak już wielokrotnie zdążyłem podkreślić, ludzie są naprawdę dziwni, a jeżeli tylko na horyzoncie pojawią się media w dziwności przechodzą samych siebie.
Na drugiej stronie mogłem przeczytać kilka wypowiedzi Bardzo Mądrych Osób, z których wynikało, że wysokie temperatury mocno dają się we znaki tego roku mieszkańcom wybrzeża...
Na trzeciej stronie było dużo informacji o jakichś kaczkach, ale te ostatnie w ogóle mnie nie zainteresowały, więc trąciłem rybaka w nogę na znak, że lekturę zakończyłem i w zasadzie przydałoby się porządne śniadanko.
Rybak, najprawdopodobniej dręczony wyrzutami sumienia z powodu udzielonego wywiadu naprawdę bardzo się postarał.
Na tacy znalazł się apetyczny pasztecik, wspaniałe4 chrupki i świeżutka, chłodna woda. Rozkoszując się spokojem zjadłem przeznaczoną dla mnie część i obudziłem Tetryka, Smarkacza i Alex.
Po skończonym posiłku zajęliśmy się myciem. Smarkacz zbliżył pysk do ucha Alex, ale ta ofuknęła go ostro
- Bez poufałości, dobrze ? Masz mnie za słodką idiotkę ?
Zmieszany Smarkacz zajął się własnymi uszami , a ja pomyślałem sobie, że choćby niewiadomo co, nie można było pomylić Alex ze słodką idiotką...
Wprawdzie nie zauważyłem, aby była skłonna do refleksji, lecz zapewne było to wynikiem jej młodego wieku
Smarkacz zaś co jakiś czas popadał w długie zamyślenie....co również, jak słusznie zauważył Dexter, było wynikiem jego młodego wieku...
Krótka uwaga na temat wieku przypomniała mi, że tracimy cenny czas. Już drugi dzień tkwiliśmy w miejscu, chociaż mieliśmy dość informacji i na dodatek psa, które kuzyn ze strony...pracował jako szpitalny stróż.
Mimo wczesnej godziny na dworze panował upał.
Wygramoliliśmy się z kutra i gęsiego pomaszerowaliśmy do parku. W parku panował zielony cień i chłód. Trawa była jeszcze mokra od rosy, ale nic a nic to nam nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie – miło było leżeć na niej jak na chłodnym, miękkim materacu.
Pies poleżał chwilę obok nas po czym wstał i powiedział, że pójdzie przewąchać co i jak, i najlepiej będzie jeżeli pozostaniemy w pobliżu tego miejsca.
Dexter wydrapał się na drzewo, gdyż, jak stwierdził, nie lubi, kiedy Nieprzewidziane Okoliczności przerywają mu drzemkę a o takowe, jak zdążył się już kilkakrotnie przekonać, w Parku nie było trudno.
- Sto rudych kotów w redakcji Faktu...- mruknął do siebie Smarkacz. – W taki upał.
- I na pewno męczą je, aby pokazały swoje niezwykłe umiejętności...- powiedziała Alex.
Smarkacz wstał i przeciągnął się. Zaraz po nim wstała Alex.
- O NIE – powiedziałem stanowczo, ale Smarkacz spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
A mi przypomnieli się rycerze Okrągłego Stołu, w których przez jedno lato od rana do wieczora bawił się Wnuk.
Co prawda nie specjalnie podobała mi się ta zabawa, gdyż, zamiast smokiem wolałbym odgrywać rolę Merlina, ale przyznać trzeba, Wnuk był wyjątkowo delikatny jako rycerz...
- Nie będę wyciągał was z tarapatów – powiedziałem i wlazłem na drzewo sadowiąc się tuż obok Dextera : nie miałem ochoty na kolejne konfrontacje z gangiem śmierdzieli, co w zmniejszonym składzie na pewno nie zostałoby zwieńczone sukcesem..
- Obiecuję, że nie będzie żadnych parapetów – oświadczył Smarkacz.
- Ta-ra-pa-tów – rozległo się tuz nad moim uchem.
- Tarapatów – poprawił się Smarkacz i znikli w mgnieniu oka.
- Sto rudych kotów ....- mruknął Dexter.
Wtuliłem się w rozwidlenie gałęzi i przymknąłem oczy. Nad moją głową na różne tony wydzierały się ptaki. Aby zasnąć zacząłem liczyć.. rude koty i doszedłszy do pięćdziesięciu – usnąłem.
Obudził mnie uporczywy warkot w powietrzu, tuz nad koronami parkowych drzew i głośny chichot Alex.
- Nie śmiej się – głos Smarkacza brzmiał nad wyraz poważnie. – To MOGŁO być niebezpieczne...
- Ale nie było – Alex tarzała się po trawie. – Przypomnij sobie ich miny...
Z dołu doleciało ciche parsknięcie Smarkacza.
Otworzyłem oczy i spojrzałem w dół.
- W prawo patrz... - powiedziała Alex.
Odwróciłem głowę w kierunku alejki i aż zamrugałem oczyma. Alejką maszerowało kilkanaście rudych kotów – w białych kamizelkach i bez białych kamizelek, w białych skarpetkach i bez białych skarpetek, jasno rudych, żółto rudych, biszkoptowych, marmurkowych i płomiennie rudych.
- Pomyślcie tylko – zaśmiał się Smarkacz – co dzieje się w mieście...
- Macie swój parszywy sezon ogórkowy – mruknął Dexter, i przyłożył ucho łapą, bo warczenie krążącego nad parkiem helikoptera stało się zbyt natarczywe.
Starsze wiekiem rudzielce maszerowały dostojnie , a kocięta zgromadziły się wokół doświadczonych kocich mam.
- Bardzo proszę państwa pod oranżerię – zawołał Smarkacz i zajął miejsce na czele kolumny. – mam nadzieję, że tam ktoś zaopiekuje się wami.
- MUSZĘ to zobaczyć – stwierdziła Alex, a i ja sam byłem ciekaw rozwoju wydarzeń, więc pozostawiłem Dextera smacznie śpiącego na drzewie i dołączyłem do przyjaciół.
A przy oranżerii zaczynały się przygotowania do obiadu.
Dziewczyna w czarnej sukience – ta, która jeszcze nie zdążyła się zestarzeć i wydać całej emerytury na koty – rozstawiała plastikowe tacki, a grupa stałych stołowników grzecznie czekała z boku.
Zaabsorbowana rozdzielaniem jedzenia nie widziała rudych kotów kłębiących się w zaroślach, popychających się wzajemnie kociaków i syczących na siebie kocurów.
A kiedy wreszcie spojrzała w stronę, w którą od jakiegoś czasu spoglądali zdumieni stali bywalcy restauracji, woreczek z chrupkami wypadł jej z rąk a cała chmara rudych kociąt rzuciła się na rozsypane jedzenie.
Przyłożyła rękę do czoła i ciężko usiadła na ziemi obok chrupek, kociąt i plastikowych tacek.
- Uwaga, uwaga – rozlegało się nad naszymi głowami – właściciele kotów przyniesionych do redakcji Faktu proszeni są o pilny kontakt ze strażą miejską...
- Tu jesteście bezpieczni – powiedział Smarkacz do jakiejś naprawdę starszej kocicy. – A my, niestety, musimy już sobie iść.
Kiedy wróciliśmy pod drzewo Tetryk dalej spał w najlepsze, a pod drzewem leżał pies z bardzo zadowoloną miną.
- I co ? – zapytałem może trochę nazbyt pospiesznie jak na filozofa.
- Jeżeli twój Dziadek ma siwe wąsy , nosi okulary w złotych ramkach i jedwabny szlafrok i ciągle mówi o jakiejś książce pod smacznym tytułem...to mają go tam.
Moje serce wykonało jakiś dziwny podskok i trwało dłuższą chwilę, zanim się uspokoiło.
- Ale mam też i coś innego – dodał pies.
Kartka, którą rzucił na trawę wyglądała zupełnie jak list gończy .
- „ Nagroda za odnalezienie kota Dextera” – głosił napis, a pod napisem widniało zdjęcie Tetryka z właściwym mu sarkastycznym grymasem na pysku.
- Hej, jesteś poszukiwany ! – Alex wspięła się na drzewo i wrzasnęła radosną wiadomość prosto do ucha Tetryka.
Dexter przeciągnął się i uśmiechnął zupełnie jak kot z Cheshire.
- Skąd to masz ? – zapytał rzeczowo.
- Z bramy szpitala – odparł pies. – Ale całe miasto jest tym oklejone.
„ Wspaniale” pomyślałem. „ tylko jeden nierozważny krok...”
- A poza tym – ciągnął pies – w mieście pełno jest rudych kotów.
Uniósł krzaczaste brwi i pytająco spojrzał na Smarkacza i na Alex