Co za horror dziś (wczoraj, bo juz jest jutro) przeżyłam

. Zacznę od tego, że panicznie boję się myszy. A teraz do rzeczy. Przy sobocie zarządziłam większe sprzątanie, młodsze dziecko zajęło się łazienką z odsuwaniem pralki włącznie (bo to on ma krzepę), ja pokojem. „Mamo, chodź na chwilę”. Idę, patrzę a w odkurzaczu (wodnym) ...
MYSZ 
. Wstrętna, mokra, nieżywa, brrr, fujjj i w ogóle. Odległość między łazienką a pokojem pokonałam w 4 krokach wrzeszcząc nieziemsko. Przez głowę przeleciały mi 4 myśli (czyli 1 myśl/1 krok)
1. O Boże, mysz
2. Jaka mysz
3. Dlaczego mysz
4. Skąd na 2 piętrze mysz
W chwili hamowania pomyślałam, że to kocia mysz. I rzeczywiście była to zaginiona 4 miesiące temu kocia mysz. Została umyta, wysuszona na słoneczku i oddana właścicielce. Taya mordowała mysz ok. 2 godzin bez przerwy a potem padła ze zmęczenia. Myszy nie odnaleziono

Za jakiś czas czeka mnie powtórka pod tytułem: „O Boże mysz!”
