Zaraz prześlę Ci na maila fotki. Nie było nas z Fraszką przez weekend i moja rodzinka została pod opieką sąsiadki. Wahałam się czy ich nie zabrać ze sobą, ale w końcu doszłam do wniosku, że to za duży stres dla Lukrecji będzie. A poza tym stwierdziliśmy, że mała rozłąka posłuży pannicom. Wyciszą się i odpoczną od siebie. Podobno rodzinka bardzo dobrze sie sprawowała

Nie broili. Za to musieli zwiedzić dobrze całe mieszkanie, bo w końcu wypuściłam ich samopas na wszystkie pokoje. Tylko górę zablokowałam, bo juz kilka razy spotkałam tam Dorianka, więc wolałam nie ryzykować upadku. Ślady bytności, czyli łapeczki były wszędzie, ale nic nie zostało uszkodzone, nawet moja kolekcja słoników na półce stała nienaruszona, chociaż wiem, że Luśka była sie z nimi zaprzyjaźnić

Jak wróciliśmy Luśka przyszła nas powitać, Miziała się, mruczała. Ona jest taka kochana! Dobry humor minął jej dopiero jak zobaczyła, że z Franią wróciliśmy. Pewnie miała nadzieje, że ją wywieźliśmy juz na stałe

Potem obie panny nawet wykonały cos na znak powitania, ale przyjazne gesty nie trwały długo, bo pojawiły sie pazurki Nie wiem, może to juz teraz tylko takie ich niegroźne zaczepki dla zasady

??? Frania bardzo zatęskniła za Doriankiem, wiec zaraz wzięła go w obroty. A chłopaczek juz wcale nie był taki uległy jak wcześniej. Dzielnie odpierał jej ataki i zaczepki. Zmężniał mi synek przez te 2 dni! Urósł, wypiękniał (a myślałam, że to juz niemożliwe!)

Oczywiście nadal nie je, ale mleka popija tyle, (a 2 kocice nim) że śmiejemy się z mężem że przyjdzie nam w krowę zainwestować
Maluch sił nabrał, sam już po drapaku się wspina prawie na całej jego wysokości, a ma 2,6m! Biega po całym mieszkaniu, że na zakrętach nie wyrabia. T prawdziwy mały facecik jest! Całą noc harcowali z Franią, a Lusia rozłożyła się wygodnie na drapaczku i spała. To kochana spokojna kocia. Ją cieszy juz to, że ma spokój, miękkie posłanko i pełna miseczkę. A jak już ktoś pomizia po główce, to już szczyt rozkoszy jest, wtedy ślicznie mruczy, że człowiek miziać nie może przestać...
