bardzo dziękujemy za tyle ciepłych myśli i kciuków
Klemensio dojechał do domu w sobotę o 13.00 dopiero. Dobrze, że został w szpitaliku - miał bardzo niską temperaturę po narkozie, tylko 34,5 st.

więc go odpowiednio dogrzewali. Już koło 22-23 temperaturka była 38,5

do tego podano mu tlen do klateczki, żeby się łatwiej oddychało kotu...
Dziś od rana samego TŻ pojechał z nim do dr. Ewy, bo niestety okazało się, że drenik do odsysania płynu się wysunął i zaciąga powietrze spod skóry

Ewa próbowała wcisnąć go z powrotem, ale nie da rady, więc trzeba wyjąć. Skoro nie spełnia swojej funkcji, stanowi tylko dodatkowe zagrożenie infekcją bakteryjną. Trudno, Klemensio będzie musiał sobie poradzić sam z tą odrobiną płynu i reapsorbować go... dobrze, że nie ma go dużo, w sobotę przed wypisaniem ze szpitala mu ściągali i zeszło tylko 3-4 ml

to malutko w porównaniu z pierwszą operacją, gdzie schodziło kilka strzykawek po 5 ml
Kot jest jeszcze słaby, drogę z sypialni do kuchni robi na dwa razy, z odpoczynkiem w przedpokoju, ale nie zniechęcamy go do spacerków. Przecież odrobinkę musi się ruszać. Ale i tak większość czasu spędza w klateczce (dziękujemy Cioci Magiji za pożyczkę :love). Ma tam posłanko, malutką kuwetkę, miseczkę z wodą i leży sobie tam wyciągnięty wygodnie. Dużo śpi, choć w nocy chyba poczuł się lepiej i usiłował się wydostać z klatki. Narazie jednak nie wypuszczamy go "samopas", boję się, żeby nie zrobił sobie krzywdy.
Właśnie mija te najgorsze od operacji 72 godziny, o których mówiła mi Beliowen. Wygląda, że stan pooperacyjny jest dobry

Klemens oddycha płytko i szybko, ale regularnie i równo. No cóż, nie bardzo ma czym oddychać głęboko

osłuchowo w każdym razie brzmi ładnie
Jak zobaczyłam wypis z operacji, to mi włosy dęba stanęły. Nie wiem, na ile jest to lekarski skrót myślowy, ale napisano, że całe prawe płuco i jeden płat lewego były wypełnione ropą

i że "rokowania ostrożne. Niewielka ilość zdrowej tkanki płucnej"

mój biedny Puchatek...
Rozmawiałam wczoraj z Dr. Trębaczem, mówił, że musimy teraz na niego uważać, że np. zapalenie oskrzeli to właściwie wyrok śmierci, bo kot się najzwyczajniej w świecie udusi... ale nie poddajemy się póki co

Mała Miziawka bardzo chce żyć, i to widać
