DZIEŃ ÓSMY
Szlemik nadal w panice. Ale. Dziś pojmaliśmy Dropszusia oraz niebieskiego i zamknęliśmy się z nimi w gabinecie. Dropszuś oczywiście włącza histeryczne syczenie, prychanie i co tam może. TŻ wziął go na kolana i zniewolił, cały czas głaszcząć i dopiezczając, ale nie pozwalając uciec. Niebieski ocierał się o nogi, ja go głaskałam siedząc tuż obok, wlazł mi na kolana, znów zlazł i tak w kółko. Wobec Dropszusia zachowywał się ok, nie próbował na niego skoczyć (oczywiście trudno by mu było, jako że Dropszuś na kolanach, trzymany obydwoma rękami), natomiast próbował go powąchać. Po jakimś kwadransie doprowadziliśmy do tego, że Dropszuś przynajmniej na moment przestał syczeć idał się powąchać, to był wielki sukces.
A potem nawet Dropszuś wszedł na monitor i ułożył się, obserwując niebieskiego mniej więcej z metra - i nie warczał. A niebieski wyglądał, jakby się zastanawiał - skoczyć na niego czy nie? - ale nie skoczył, ułożył się do spania.
Potem to samo chcieliśmy zrobić ze Szlemciem, który akurat wylazł na światło dzienne (pierwszy raz po wczoraj i przedwczoraj). Co prawda początkowo spanikował strasznie i uciekł przed niebieskim w panice, ale dał się złapać na kuchennym blacie. TŻ stał tuż obok i go głaskał. Ponad godzinę zajęło dojście do punktu, w którym Szlemcio bez przytrzymywania na siłę, ale cały czas głaskany był w stanie leżeć w miejscu i nie zrywać się co moment, podczas, gdy niebieski chodził po kuchni, raz bliżej raz dalej, ale tak w odległości kilku metrów. Kilka razy wskakiwał na blat i przychodził wąchać Szlemika, co Szlemik, przytrzymywany nieco, znosił nawet bez wyrywania się z pazurami w każdym razie. TŻ nie pozwalał niebieskiemu na włażenie na Szlemcia, a nawet na wąchanie mu tyłka (bo to jest właśnie czynnik, który uruchamia sekwencję - skok na grzbiet - gryzienie - pogoń). W pewnym momencie niebieski wyłożył się na blacie i przysypiał, a Szlemcio, cały czas głaskany przez TŻta leżał jakieś 1,5 metra dalej i nie uciekał i nawet nie warczał cały czas. Nie wiem, czy jakiś związek z tym miał fakt, że Szlemcio wybrał akurat miejsce 20 cm. od kontaktu, w którym tkzwi Feliway. Po ok. 1,5 godzinie Szlemik doszedł do punktu, w którym częściowo położył się na boku, a nie w pozie gotowej do natychmiastowego skoku!
Niestety, koniec sceny nie był już taki optymistyczny. Szlemik leżał sobie, niebieski przyszedł go powąchać jak kilka razy poprzednio. TŻ odsunął się na pół kroku, bo wyglądało, że względny luz zapanował, a niebieski podchodził do Szlemcia od przodu, a nie od tyłu. Szlemcio zadziwiająco spokojnie zareagował, tzn. syczał, ale nie zerwał się natychmiast, natomiast niebieski powąchał go... a potem ugryzł go w kark... Więc w sumie nie wiem, czy nastąpił jakikolwiek postęp
