Diego to ten w środku,a maluchy tak w kolejności to Nutka (5 miesięcy) i Igor (4,5 miesiąca) na szczęście od początku zdrowe poza tym, że Igorek był nosicielem grzybicy. Wracając do historii Diego to został przyniesiony jako 10 dniowe kocie okoł 23:00 przez dzieci po całodnowej zabawie... nim. Kocie było przerażoną, wygłodzoną izagłuszającom wszystko kruszynkom, która mieściła się w kieszeni flanelowej koszuli. Jażda minutka gdy przygotowywałam mu mleko była jeszcze głośniejszym wrzaskiem tłoczka ze strzykawki nie zdążyłam przycisnąć,bo strzykawka była już pusta.Masowanie brzuszka, wycieranie pupki, choroba sieroca, Ukochany ręczniczek bez którego nie chciał spać i bez mojej ręki. panika gdy choć na chwile tracil mnie z oczu, a gdy wyszliśmy na całonocnom impreze zostawiając go pod opieką "babci"

(taściowej) to sam ręczniczek nie wystarczył i babcia wzieła się na sposób spryskując ręczniczek moimi perfumami, z czego dzidzia była już zadowolona.
Po kilku miesiącach myśląc, że najgorsze mam już za sobą postanowłam wysiedlić dzikich lokatorów i odpchlić maluch. O jak szybko tego żałowałam, okazało się że Diego jest uczulony na diaznal i jego stam w szokującym tempie się pogarsza. Już po kilku godzinach od pierwszych objawów byłjuż jedną łpką na tym świecie, reszta była w kocim raju

wet stwierdził, że ma porażenie oddechowe, ruchowe, a serduszko było widać jak przez te kruchutkie żeberka chce wyrwać się. Nie miał siły nawet otworzyć oczy, a gdzy się go wzieło na ręce to poprostu się z nich przelewał. Jedyne co miałam mu podawać to wapno i naszczęście po dwóch dniach panicznego strachu rano wstał i próbawał się bawić. A tydzień później tłukł wszystkie koty mojej teściowej, pomimo że najmłodszy z nich był od niego starszy o 1,5 roku.
Czytając wasze posty miałam nadzieje, że Fredzi też się uda i łza popłyneła, gdy się doczytałam że nie żyje.