Zenek czyli Smyrdek dał nam nieźle popalić

Pierwszy raz widziałam kota biegającego po ścianach i skaczącego z podłogi na dwa metry

Pierwszy raz też widziałam takie wielkie oczy Hany
Zenek po odwaleniu demolki w gabinecie został fachowo złapany w podbierak i dostał głupiego jasia. Po oszołomieniu został dokładnie obmacany - żadnych złamań ani tym podobnych w trakcie badania nie stwierdzono (zresztą biegając i demolując gabinet używał wszystkich czterech łap i to bardzo sprawnie). Stwierdzono za to, że jest bardzo dojrzałym kocurem - dr Blanc podjęła szybką decyzję "To ja go przy okazji wykastruję" - i myk, wyniosła kota z gabinetu
Zwolniłyśmy gabinet, wyszłyśmy z Haną przed lecznicę, dodzwoniłam się do p. Izy próbując ustalić która to łapa miała być złamana. Dowiedziałam się, że na pewno przednia, chyba prawa. Wtem z lecznicy wybiegła tech wet nawołując "pani Z., szybko, kot się budzi, szybko!"

Nie zastanawiając się wbiegłam do lecznicy. Budzącego się dzikiego Zenka znalzłam w rentgenie, założono mi fartuch, rękawice i kazano kota trzymać. Do zrobienia były dwa zdjęcia, a kot coraz żywszy

Na szczęście nie obudził się na tyle, żeby śmignąć i podemolować kolejną salę. Po obfoceniu został zamknięty w transporterku i czekamy na wywołanie kliszy.
Zdjęcie wykazało, że łapy są całe i wysycenie kości też jest ok. Nie mam pojęcia o co chodziło z tą łapą... Już poszłam płącić, kiedy uświadomiłam sobie, że kot nie został odpchlony... Z duszą na ramieniu poprosiłam jeszcze o to. Zaniosłam obudzonego kota w transporterku z powrotem do gabinetu (innego), przyszła czakirta z frontlinem, ja zajrzałam do kontenerka i napotkałam dziki wzrok... Rozejrzałyśmy się po gabinecie... Na szafce drogi sprzęt... Padła propozycja, żeby jednak przenieść się do rentgena, bo gdyby Zenek się wyrwał i rozwalił mikroskop, to (cyt.) "Jagielski zabije nas obie"
W rentgenie omiotłam salkę wzrokiem, zobaczyłam maszynę do usg

Jeszcze raz zajrzałam do kontenerka i wymiękłam, poprosiłam o fiprex spot-on, bo zawsze to łatwiej dzikusowi zakropić kark niż spsikać całego. Mam wrażenie, że ujrzałam ulgę w oczach czakirty

Zenek został lekko wywleczony z kontenerka, tyle tylko ile to konieczne, ale jakoś nie kwapił się do powrotu i na koniec delikatnie mnie ugryzł w palec.
Po tych wszystkich przygodach zezowaty Zenek został zawieziony do domu p. Izy. Zostanie tam co najmniej do rana, a kto wie, może dłużej...
I w ten oto sposób złamana łapa cudownie się uleczyła skokami po ścianach, za to Zenek "przy okazji" stracił jajka zyskawszy tylko gustowne sreberko pod ogonem.
BTW - Zenek ma zeza i jest przepięknym burasem. Jest tak śliczny, że o mało go nie pocałowałam w pysk (kiedy był oszołomiony oczywiście).