To ja mam trzech kandydatów
Wrocławska piętnastolatka Puśka, która wychodzić się boi (w sumie się nie dziwię, dwór jej się tylko z weterynarzem kojarzy, też bym traumy dostała

)
i dwa gdyńskie maluchy:
czteromiesięczna Malaga, której jest wszystko jedno - na dworze fajnie, w domu też fajnie, a w dodatku jedzenie dają
pięciomiesięczny Horus, który by chciał, a nie pozwalają - ulubione miejsce wysiadywania: przed drzwiami balkonowymi.
Nie jestem w Gdyni jeszcze osiatkowana, bo to mieszkanie nie nasze, ale babci TŻta, która to babcia wyjechała do USA i nie może się zdecydować, czy jeszcze kiedykolwiek wróci. Póki co tu mieszkamy, ale nawet sobie półki nie mogę przybić do ściany

Myślę nad czymś, czego nie trzeba przywiercać... Jakiś rodzaj tropiku namiotowego, rozstawiony na drążkach na balkonie? Na razie mamy czas, zima jest, balkonu po prostu nie otwieramy, ale jak się cieplej zrobi...
A okna mam zabezpieczone w sprytny sposób: na sznurek.

Kawał mocnej linki przywiązany od klamki okna, które się otwiera, do klamki 'stacjonarnego'. Dzięki temu mogę okno otworzyć, jest mała szparka, kot nie przelezie i widzi, że na górze nie jest szerzej, czyli skakał nie będzie. Nie ma, jak chałupnicze sposoby.