Jeszcze raz dziękuję wszystkim za gotowość!
Dzisiejsza "łapanka" nie została niestety uwieńczona sukcesem
Kupiłam walerianę w kroplach i skropiłam nią okolice domku, miejsce gdzie koty dostają jedzenie i ścieżkę prowadzącą na działkę.
Nastawiłam klatkę i poszłam rozejrzeć się po okolicy (przed dziewiętnastą - nie było już żadnych sąsiadów). Dwie działki dalej na tarasie domku siedział duży czarny kocur, na działce karnicieli były niestety rozstawione miseczki. Innych kotów nie widziałam, gdzieś się porozłaziły.
Bardzo szybko pojawił się jeden z małych kotków, tak na oko około 2-3 miesięczny. Dałam mu jeść osobno, bo było jeszcze wcześnie i miałam nadzieję, że złapię jakąś kotkę

Ale niestety: gdzieś godzinę póżniej przyszła jedna, ale nie odważyła się wejść do łapki. Koty łaziły niedaleko, było je słychać, od czasu do czasu świeciły się ślepka. W miarę blisko podchodził tylko maluch.
Po dwudziestej pierwszej przestało się cokolwiek dziać, więc zwinęłam klatkę.
Siedziałam jakieś 10 m od klatki przy sąsiednim domku. Nie zapalałam światła.
Nie wiem czy nie łapać już tego małego. Jest nieufny, nie podchodzi za blisko (że do mnie to w sumie nic dziwnego - nie zna mnie). Z drugiej strony im wcześniej się go uda złapać tym szybciej zostanie oswojony i będzie miał szansę na dom. Oczka ma ładne, nie słyszałam, żeby kichał. Mała u mnie (z tych samych dziełek, ale cudownie oswojona) ma niestety świerzba, więc on pewnie też, jak i bogate życie wewnętrzne
Nie chcę się "zatkać" - mam w kuchni pożyczoną klatkę wystawową, która czeka na kotkę.
No cóż, jutro też się wybieram - mam nadzieję, że będzie 1:1
A, dziś serwowałam tuńczyka w sosie własnym.
