Cholera...
bylam wczoraj na targach...
gadalam sobie z kilkoma fajnymi osobami z forum
Tomoe wzielam za nowego

i wlapilam jej wizitowke miau zapraszajac ja serdecznie do nas
potem gadalam troche z Rincevindem - milo bylo Cie poznac
potem polazlam pogadac z ludzmi z forum Aisha...
a w koncu latalam po targach zebrajac o probki.
i wtedy zadzwonili z domu....
ze mam wracac bo Lulek spadl i lapa nie rusza i kuleje strasznie...
potem ze wogole sie nie rusza... dostalam wiele informacji ktore zlozyly mi sie w jedno - kotw niebezpieczenstwie, wracac natychniast bo nie bedzie kota...
niewiele myslac kazalam im jechac do weta na dereniowa...
przyjechalam z dusza na ramieniu do weta.
okazalo sie ze moj kot jakims cudem wlazl na ponaddwuetrowa szafe i jakims kolejnym cudem sie z niej spierniczyl...
ale nie na 4 lapy... tylko jakos tak dziwnie ze sobie lape urazil - moze spadl jedna lapa na miski, nie wiem....
jak przyjechalam to byl juz uspiony, robili mu rtg...
RTG nic nie wykazalo... wet stwierdzil ze kot sie potlukl... ze najprawdopodomniej nic mu nie bedzie (pod spodem byl dywan) i ze kota nalezy oszczedzac do dzisiaj rana...
zamknelam go wiec z woda w transporterze... pod niego podlozyla jakis recznik, Lul byl troche kopniety po narkozie i chyba jezcze go bolalo.
dzis rano kot obudzil mnie wrzaskiem ze jest potwornie glodny i ze mam mu natychmiast dac jesc.
dalam jesc i wypuscilam ostroznie z transportera... a moj ozdrowieniec pognal lacie na drugi koniec chalupy, podeszlam do niego, pomacalam po wczoraj obolalej lapie - NIC, zadnej reakcji...
przepraszam wszystkich ze nie posiedzialam dluzej na stoisku, mialam jeszcze wrocic ale w obliczu takich zdarzen nawet nie zdolalam sie pokazac i powiedziec ze musze leciec.

Nie robię już drapaków.
Sprzedaję chusty do noszenia dzieci