Nie polecam pokazywać kotkowi świata na wolności bo obudzi się w nim instynkt i będzie zwiewał za każdym razem w krzaczki.
Moja Nuśka pojechała na wakacje na wieś - domek z ogródkiem, płot itp. Na poczatku bała sie wyjść z domu, skradała się na schody, ale jak jakiś kogut zapiał to zwiewała biegiem do domu

Wystarczyło że nawet coś puknęło a ona ze strachem biegła spowrotem

Widok prześmieszny, chodziła brzuchem po ziemi i na ugiętych nogach bo bała się pewnym krokiem stąpać po trawie

Stopniowo się przyzwyczajała do spacerków i najcześciej siedziała w kwiatkach na dworze i patrzyła swoimi przerażonymi gałkiewiczami

Oczywiście do podziwiania jej uroków przychodził kocur z sąsiedztwa, który wyśpiewywał serenady na podwórku i pod oknami a Nuśka rzygladała sie jak królewna na niego przez okno

Pewnego razu kocur odważył się wejść przy otwartych drzwiach do domu by uskutecznić zaloty - niestety Nuska go stłukła łapą po głowie, wypsyczała i wyburczała - no bo gdzieś taki wieśniak śmie do niej miastowej podchodzić
PS: (Nuśka jest wysterylizowana)
I co dalej z tym wychodzeniem...

raj miała wieczorem jak się ściemniało, wtedy strach jej przechodził i juz sobie odważniej biegała po ogródku, oczywiście pilnowana. Pewnego razu wystarczyła sekunda nieuwagi i nam zwiała do sąsiada na podwórek w ciemną noc!

Z racji ze nie znała terenu to poruszała sie u sąsiada po wielkim podwórku bardzo powoli i mama znalazła ją szybko świecac po oczach lampką. Od tamtej pory tak jej sie spodobało czmychanie że tylko kombinowała jak nam zwiać nawet w dzień.
No i stało się, 2 dni później zwiała mi o 21 w nocy do sąsiada, tym razem szybciutko bo znała juz teren, uciekła do niego w krzaki, na darmo nawoływałam i chodziłam z latarką - pierunica nie chciała się nawet odezwać ani wystawić nosa

Raz zaświeciły mi jej oczy w krzakach, gdy podeszłam tam, ona zdążyła uciec do sąsiada pod stodołe a z tamtad w pole gdzie nigdy nie była. Stracha miałam wtedy bo od jakiegoś czasu na wsi grasował lis i pożerał wszystkie koty sąsiadom.
Wołałam ją 2 godziny w nocy,łaziłam po pokrzywach i pająkach, mama też i sąsiad po swojej stodole jej szukał. Cie mno nic nie widac... no i ja w płacz, bo kota nie ma, mama stwierdziła że juz koniec i coś ją zje i nie wróci.
Poszłam do domu bo juz nie było sensu szukać bo Nuśka chyba wygladało na to że wybrała wolnosć i odeszła. Poszłam do domu, ale co jakiś czas wychodziłam na dwór i wołałam ją, żeby może po głosie usłyszała w którą stronę ma wrócić. Wszyscy poszli spać, a ja poszłam do łazienki, ale uchyliłam drzwi do domu na wypadek jakby wróciła.
O godzinie 1.30 w nocy usłyszałam łomot, wyszłam do holu i Nuśka przybiegła zziajana, mokra, z bijącym sercem, przerażona, z gorączką, oczy całe w błocie... obraz nędzy i rozpaczy.
Wzięłam ją, wyściskałam, rozpłakałam sie

i umyłam z tego błota. Obie poszłysmy spać.
Rano patrze a ona ma całe paznokcie z tylnych nóg pozdzierane do żywego mięsa - widocznie gdzieś się wdrapywała uciekając przed czymś - a ze ona nie ma pojęcia o wdrapywaniu to pewnie miała z tym trudności (nie wie jak sie wdrapać na drzewo czy płot - wie tylko jak wskoczyć na stół czy na szafkę

)
Jak głaskałam ją z tyłu to burczała i chciała mnie gryźć - widocznie jakiś kocur ją dopadł i próbował ją ujarzmić gryząc ją w kark, grzbiet czy tyłek bo była cała obolała. Widac natrafiła w nocy na kolegów z sąsiedztwa którzy nie tolerowali obcego przybysza i ją skutecznie przegonili.
Tak się skonczyły nocne wyprawy mojej Nuśki bohaterki, dlatego nie popieram wypuszczania domowych kotów na dwór bo one nie są przystosowane do radzenia sobie ze wspinaczkami czy walkami kotów.
Moja mama to taka amatorka wolności dla kotów i wiecznie urządza Nuśce spacery po ogródku i drze sie na mnie jak ja ją zagarniam do domu, czy biore na szelki i przywiazuje do drzewka.
Dziekuję Bogu że wróciła cała i zdrowa... chociaż mam nadzieje że nie zaraziła się od tych pogryzień jakąś chorobą od kocurów. Jest szczepiona FEL- O- VAXem 4.
Nie miała żadnych ran do krwi, tylko chyba była obolała
