nowotwór złośliwy - Pafnucy odszedł ....

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon sie 07, 2006 20:07

Walczę z niewydolnością nerek u kotka seniora....
Bywa bardzo ciężko. Jak jest dobrze to Franek ma apetyt. Je za 2 i pół kota ale przeraźliwie chudnie.....
No i padło to straszne przerażające zdanie ze to może być nowotwór...
Franek to staruszek....
Powiedziałam lekarzowi - Proszę robić WSZYSTKO co można jeśli może jeszcze żyć i NIE CIERPIEĆ.
Jeśli stanie się oczywiste ze już cierpi proszę mi NATYCHMIAST powiedzieć...

A teraz....poprostu cieszę sie każdym spędzonym z nim dniem...

Wątek Franka jest b. długi ale jak chcesz zajrzeć to daj znać..

elawiska

 
Posty: 1584
Od: Czw gru 22, 2005 18:42
Lokalizacja: KRAKÓW

Post » Pon sie 07, 2006 21:00

mialam tylko podejrzenie takiej sytuacji - u Bajaderki podejrzewano albo nowotwor (watroby), albo bialaczke szpiku
podejrzewano - tzn wyniki byly przez dluzszy czas bardzo nieciekawe ale Baja czula sie dobrze

potem wyniki sie poprawily, a ona miala problemy - na szczescie niewielkie i dosc szybko udalo nam sie wrocic do stanu w miare normalnego

ale przechodzilam przez myslenie o tym
nie musialam podejmowac decyzji, bo pozwolono mi leczyc kota a nie jego wyniki
ale zastanawialam sie, czytalam inne watki, itd.

pewnie niestety mialam rowniez stycznosc z leczeniem raka u ludzi

nie pozwolilabym na chemioterapie
uwazam - a moja pani doktor to potwierdza - ze chemioterapia u kotow nie pomaga, to tylko skazywanie kota na dalsze cierpienie - a ona by jeszcze dodala, ze w Polsce mamy z tym w sumie male doswiadczenie, ale w Stanach maja spore i niestety potwierdzaja one jej opinie

na pewno nie zrezygnowalabym z leczenia paliatywnego, czyli tego przynoszacego ulge
przedluzanie na sile kociego zycia na 2 m-ce - to tylko dla nas...

trzymam za Was oboje
za madre i wywazone decyzje

Beata

 
Posty: 31551
Od: Nie lis 03, 2002 18:58

Post » Pon sie 07, 2006 21:53

Przepraszam, trochę OT
Zastanawiam się, jak to jest z chemioterapią zwierząt. Pamiętam artykuł dr Jagielskiego chyba w "Moim Psie". Mówił, że chemioterapia u zwierząt trochę inaczej działa niż u ludzi i że zwierzęta na ogół (oczywiście bywa różnie) dobrze ja znoszą.
Więc jak jest naprawdę?

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Pon sie 07, 2006 22:10

kota7 pisze:Przed Tobą smutna i niezwykle trudna decyzja. Bardzo Ci współczuję.
Ale wiesz, za każdym razem, kiedy musiałam podjąć decyzję o eutanazji, czułam straszną rozpacz, ale wiedziałam, że robię dobrze. I czułam ulgę, że byłam w stanie skrócić cierpienie, przerwać agonię. Bo nasze zwierzęta mają ten przywilej i to szczęście, że nie muszą cierpieć, jeżeli nie ma nadziei.


Mam nadzieję, że ja też poczuje taką ulgę, kiedy nastąpi ta nieuchronna chwila....
Ostatnio edytowano Czw sie 10, 2006 1:30 przez MonaKicia, łącznie edytowano 1 raz

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Pon sie 07, 2006 22:29

Anka pisze:Przepraszam, trochę OT
Zastanawiam się, jak to jest z chemioterapią zwierząt. Pamiętam artykuł dr Jagielskiego chyba w "Moim Psie". Mówił, że chemioterapia u zwierząt trochę inaczej działa niż u ludzi i że zwierzęta na ogół (oczywiście bywa różnie) dobrze ja znoszą.
Więc jak jest naprawdę?


http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=30072

Jana pisze:Dla ludzi chemia jest cierpieniem, ale walczą o życie. Kotu chemia właśnie przynosi ulgę w ostatnich miesiącach życia. Ma nie wyleczyć, a poprawić komfort życia.


Tego się wtedy dowiedziałam od Jagielskiego. Dawki są zupełnie inne w przypadku ludzi i zwierząt. U ludzi guza próbuje się chemią zabić, u zwierząt tylko "uśpić". Tak ja to rozumiem.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Pon sie 07, 2006 22:57

nan - pomoga mi ta "pisanina" - jak ją nazwałaś. Opieka paliatywna - własnie nastała. Robie co mogę i co potrafię. Jednek stresuje mnie to, kota też. Je na siłę ze strzykawki, patrzy na mnie podejrzliwie jak coś niosę w ręku..., dziś zrobił kupę dzięki Lactulozie. Ale tylko tyle mogę zrobić. I oczywiście spedzac z nim czas.... Podeslij link o swoim kotku Lunku. Dużo się od Was uczę.

Jana - powiedziałaś "chemia nie ma sensu" - Ty znasz to doskonale ze swoich doświadczeń z Myszą. Leczyłaś kota o wiele dłużej niż ja - to też być może miało wpływ na tak wielką wolę walki.

mjb - Dzięki za Twoja historię. masz rzeczywiście bardzo podobna sytuację z Perłą. Mylne jest dobre samopoczucie Twego kotka - ale to dobry znak! Niech cieszy sie takim humorkiem jeszcze długo. Wierzę, że przed Tobą również trudna decyzja - robić kolejna operacja czy nie... Myślę, że Twój lekarz pomoże podjąc Ci słuszną decyzję. Życzę Ci wielu pięknych chwil z Perełką. Równiez jestem z Tobą. Powodzenia.

elawiska - bardzo chętnie poczytam sobie o Twoim Franku. też chciałbym żeby Pafcio jadł za dwóch...Cholerne te nowotwory. Twój Franuś nie może go mieć!!! tego Ci życzę z całych sił. Uważaj na niego.

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Pon sie 07, 2006 23:02

Jano, dziękuję za link. Potwierdza to, co czytałam i pamiętam. Niestety Mysza należała do tej grupy zwierząt, które na chemioterapię zareagowały źle. I zrobiłaś to co dla niej było tej sytuacji = nie pozwoliłaś dłużej cierpieć. Ale sporo zwierząt reaguje dobrze. Pamiętam, rozmawiałam kiedyś z kobietą, której piesek właśnie był leczony chemią. Piesek był z nią, widziałam go - miał po psiemu roześmiane ślepka, merdał ogonem, cieszył się z głaskania, coś tam wąchał, zachowywał się jak każdy, najnormalniejszy pies. To nie był pies ciężko cierpiący. Dlatego myślę, że ja próbowałabym. Ale to moje zdanie, i to w sytuacji, gdy takiej decyzji nie muszę podejmować.
Tylko Ty, MonaKiciu, możesz podjąć tę decyzję i nikt nie może jej oceniać. Bo tylko Ty znasz Pafnucego. Linki poczytaj, bo dr Jagielski jest naprawdę fachowcem, a tam jest dokładnie napisane, co mówi na ten temat. Ideałem byłoby, gdyby Pafnucego mógł Jagielski sam zobaczyć i wtedy zaopiniować sens chemioterapii. Ale to chyba niemożliwe.

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Pon sie 07, 2006 23:16

Beata - jak to dobrze, że miałaś tylko podejrzenie takiej sytuacji... To prawda, ze w Polsce wiedza na ten temat jest znikoma. Inni lekarze bazują na teoriach dr Jagielskiego, i głównie czytają literaturę ze Stanów. (tak powiedział "mój" wet). W moim mieście naprawdę nieliczne sa przypadki zastosowania chemiii u zwierząt. A weci jakoś tak dziwnie je opisują.... Ten "mój" wet opowiadał historię pwnego jamnika leczonego chemią od marca. Co miesiąc kosztuje to włascicieli 600 zł. Obecnie chemia juz nic nie pomaga. Chca zmienić lek, ale nie wiedzą czy to ma sens. Właścicielka ponoć juz nie chce, chodzi tez o względy finansowe...

Anka- "jak to jest z chemioterapią u zwierząt?" - jedna wetka tłumaczyła mi, że nie ma takich objawów jak u ludzi np. w postaci wypadania włosów. Tak jak pisze Jana - skutki uboczne u zwierząt są słabsze. Ale jednak zwierzęta inaczej okazują nam swoje cierpienie niż ludzie - kotki są apatyczne, odmawiają jedzenia, mają smutne , zmęczone oczy, ciągle leżą, śpią. Skarżą się swym zachowaniem. Niestety ale te objawy ma także mój kotek. Więc ja się ciągle zastanawiam nad tym zdaniem, powtarzanym już wielokrotnie: "chemia ma poprawić komfort życia zwierzęcia" - tylko co to za komfort....

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Wto sie 08, 2006 0:01

Jano - ja też dziękuję za link. Własnie tego mi brakowało czytając Twoje wątki. Podjęcia przez Ciebie decyzji. Byłaś zdecydowana- a to na pewno lepsze niż tak jak ja - chorągiewka na wietrze...

Ale powiem tak: Gdy dziś zapytałam wet prowadzącego Pafnusia - "co ostatecznie robić?" - on odpowiedział, że tez ma ukochaną kotkę w domu - 10-letnią. Gdyby stanął przed tak ciężkim wyborem też nie wiedziałby co jest lepsze. To dla mnie był znak, że tak naprawdę lekarze, my wszyscy nie możemy tego przewidzieć, że tak powiem książkowo. każdy przypadek jest inny, każda historia może zakonczyć się dobrze lub źle - choć akurat w przypadku nowotworu prędzej czy później konczy się źle:(

Pozostałam z poczuciem, że chemia jest tylko przedłużaniem tego co nieuchronne. czas pogodzic sie z tym co zesłał los.......:(

Narazie uwaznie obserwuję kotka, pomagam mu. W sobotę mam jechać na zdjęcie szwów po operacji. oczywiście mam również jechac w innych (ewentualnych) przypadkach (które - mam nadzieje - się nie wydarzą) Wierzę, że wszystko skończy się dla kotka jak najlepiej. Tylko tyle dla niego zrobię. Na więcej się nie odważę....

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Wto sie 08, 2006 1:42

niedawno, w grudniu umarła moja kotka Malutka
miała prawdopodobnie chłoniaka - guz był na węźle chłonnym w pachwinie
tak ocenił wet który ja badał gdy już nie żyła
nie zdiagnozowałam jej wcześniej chociaż wiedziałam co się dzieje, pół roku wcześniej miała żółtaczkę, po 3 miesiącach wyrósł ten guz
jadła ciągle, nieraz co godzinę i chudła
miała zatwardzenia
zaczęła się izolować a jeden z kotów(wyjątkowo grzeczny) ją bił
ale nie widać było poza tym choroby - więc ciągle odkładałam wizytę u weta i ewentualne badania na później
zyłam ze świadomościa ze jesli to rak to jej już nie pomogę - a diagnoza nic mi nie da
późno w nocy jeszcze dawałam jej jeść ale umarła sama, nad ranem
odeszła spokojnie - tak jak żyła a ja nie musiałam podejmować tej smutnej decyzji

w przypadku chorób przewlekłych czasami bardzo trudno jest ocenić kiedy kotu już nie pomagamy
niedawno podejmowałam decyzję o eutanazji kota chorego na panleukopenię - ale w przypadku wirusówki w leczeniu której nie było postępu i w której kot bardzo cierpiał ma się świadomość że nie ma innej drogi

mam jeszcze kilka kotów, większość już seniorów i boję się myśli o tym przed jakimi jeszcze wyborami będę musiała stawać
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Wto sie 08, 2006 11:38

Podejmując decyzje nt. chemii trzeba brać pod uwagę ogólny stan zwierzecia.

Kiedy zwierzę czuje się w miarę dobrze, a "jedynym" problemem jest rak - wtedy chemia ma sens, a przynajmniej podjęcie tej próby. Tak myślę.

Co innego w momencie, kedy kot lub pies choruje już długo, kiedy nowotwór nie jest jedynym schorzeniem, kiedy stan zwierzęcia jest bardzo kiepski. Taki też był przypadek Myszy - w końcu ona chorowała już bardzo, bardzo długo i nie tylko przez raka, miała też długo niezdiagnozowane bardzo silne zapalenie trzustki, z którego ledwo wyszła. Może gdyby nie to leczenie trzustki, te wszystkie kroplówki, zastrzyki, karmienie na siłę ciągnące się miesiącami - może zareagowałaby na chemię prawidłowo i żyłaby o te kilka miesięcy dłużej, bez męczenia się.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Śro sie 09, 2006 1:16 Re: nowotwór złośliwy - co robić?

MonaKicia pisze:Badania morfologiczne krwi wykazały: ALT: 440 (norma=20-107), AST: 242 (norma 6-44), kreatynina 2,0. (podaję najważniejsze odchylenia - ogólnie wyniki nie obiecujące.


To nie sa zle wyniki - relatywinie rzecz biorac.

W czwartek (wczoraj) podczas operacji wet stwierdził, że guz nie nadaje się do wycięcia... Pobrał wycinek (biopsja). Na wyniki czekałam do wieczora. Niestety nie była to dobra wiadomośc. Guz okazał się chłonniakiem - nowotworem złośliwym węzłów chłonnych w postaci bardzo zaawansowanej....


Pare pytan - jak sie dokladnie nazywa nowotwor - czy mozesz zacytowac nazwe z wynikow biopsji?

Czy dajesz nadal kroplowki podskorne w domu? Jesli tak to ile i czy mozesz mi i swojemu kotu zrobic ogromna przysluge i wyrzucic furosemid? (Dawaj kroplowki bez. Nota bene - do wszystkich nerkowcow bez hyperkalcemii i chorob serca - prosze odstawcie furosemid). Jak nie dostajesz kroplowek to zazadaj zeby cie nauczyli i rob w domu (dadza ci furosemid - niech ci daja - po drodze do domu wyrzuc do kosza).

Dlaczego nie wycieli guza? Czy tylko dlatego ze sie przestraszyli nowotworu czy byl jakis medyczny powod po temu? Czy ci powiedzieli? Czy wiesz w ktorym miejscu jelit jest ten guz?

Kiedy mowa o zaawansowanym - to znaczy co dokladnie? - czy ci powiedzieli?

Zdecydowałam się na leczenie (chemioterapia) Wet wykonał telefon do słynnego lekrza w Warszawie. Nie miał on dobrych prognoz. Leczenie kosztuje 500 zł miesięcznie, a kot przezyje 66 dni. Nie ma szans na dłużej. Poza tym może nie dobrze tolerowac leki......


Czy mozesz tego twojego weta poprosic zeby mi tez wyliczyl z dokladnoscia do dnia moje przyszle zycie? Bo on niezly fachowiec. 66 dni. A o godzniach nie wspominal? A moze moglby co do minuty tez?

Wybacz ze sie wymadrzam ale mnie denerwuje ludzka glupota strasznie.

Generalnie jest tak:

Masz mlodego kota (12 lat to jest jakies 60 pare lat ludzkich - to nie jest starosc jeszcze) z poczatkami niewydolnosci nerek ktora moze byc wynikiem guza na jelicie (stan zapalny w tym wypadku obialby takze nerki i watrobe). Czyli jakby sie dalo zaleczyc nowotwor to mozliwe ze nerki by sie poprawily (watroba sie poprawi na pewno). A nawet jak leczenie nie pojdzie po mysli - to sie da nerki jeszcze popchnac (jest miejsce) i tak zrobic zeby i wilk i owca byly cale.

Problem w tym ze nie masz dobrej pomocy weterynaryjnej. Niestety z tym sie czesto spotykam wsrod ludzi w Polsce (pisze z USA). Nie potrafia nawet opisac dobrze podstawowych obiawow zwiazanych z chemoterapia. Podejrzewam ze dlatego iz nigdy nie widzieli kotow na chemii. Albo widzieli jednego.

Prawda jest taka ze wiekszosc kotow przechodzi chemie latwo. Sa zwykle nudnosci, zmeczenie ale to wszystko. No i da sie regulowac ilosc, wielkosc i czasowosc terapii i da sie do niej przygotowac.

U mojej kotki ponad 2 lata temu znaleziono agresywna forme limfomy bezguzowej w jelitach. Kotka miala wtedy 19 lat, zaawansowana chorobe serca i niewydolnosc nerek (wyniki takie jak twojego kota, ale poniewaz chorowala od dluzszego czasu sadze ze poziom jej niewydolnosci nerek byl wyzszy). Zdecydowalismy sie na chemoterapie bo limfoma jelit jest bardzo bolesna i nie chcielismy patrzec bezradnie jak kot umiera. Chemie przeszla ladnie. Byly momenty biegania na ostry dyzur (serce) ale generalnie rzecz biorac nie bylo zle. 7 miesiecy po diagnozie powiedziano nam ze limfoma jest w remisji. Od tego czasu wszystko bylo OK. Kotka zmarla nagle ok. miesiaca temu na serce, w wieku 21 lat. Nie bylo powrotu choroby nowotworowej.

Wsrod ludzi z ktorymi sie zaprzyjaznilam w czasie chemoterapii tylko jeden kot bardzo cierpial. Ale to tez bylo tymczasowe i ma sie teraz dobrze. Pare kotow zmarlo w czasie kuracji ale nie od leczenia tylko od nowotworu. Chemoterapia jest procesem nie jednorazowym zjawiskiem. W zaleznosci jak kot sie do niej dostosowuje kontynuuje sie leczenie lub przerywa. Jednak zawsze warto sprobowac szczegolnie jesli kot jest mlody.

Wszystkim ktorym sie wydaje ze nowotwory sa automatycznie wyrokiem smierci: nie tylko nie sa, one sa jedna z najlatwiej uleczalnych chronicznych chorob w tej chwili. Mam kota z chronicznym stanem zapalnym trzustki - na to nie ma lekarstwa. Cierpial duzo bardziej i duzo dluzej anizeli Wini kiedykolwiek cierpiala. I cudem mi sie go udalo z tego wyciagnac. Jak choroba wroci a wroci bo to nie nowotwor - to mi sie drugi raz to nie uda.

Nie pisze o tym wszystkim zeby dac ci plonna nadzieje. Ale po to by cie zerwac sprzed komputera do dzialania. Jak sa pieniadze to to jest dobry cel na to by je wydac. Moze sie nie udac. Ale nie masz nic do stracenia. Chemoterapia nie jest gorsza od tego na co on cierpi.


Alicja

gryka27

 
Posty: 14
Od: Śro sty 25, 2006 23:07

Post » Śro sie 09, 2006 4:02

mamba luna pisze:mam lzy w oczach, bardzo to smutne :(


na forum nie przejawiałem zbytnio smutnych uczuć w sobie, bo ich nie było, tylko czytając, ale jest to pierwszy temat, którym tak naprawdę się wzruszyłem i coś zakręciło się w oku :(

z tego co czytam rokowania są niepomyślne, ale ile ludzi wyszło z takich rokowań (niepomyślne=wiadomo co oznacza), przeciw wszystkiemu, dlaczego ten kot akurat nie mógłby dostapić tego zaszczytu i wyzdrowieć, tak "nagle"?
tak bardzo bym chciał :(
Obrazek
Obrazek
Wątek Tatry
GG: 1563773

enduro

 
Posty: 3577
Od: Sob wrz 10, 2005 22:43
Lokalizacja: Bytom

Post » Śro sie 09, 2006 7:49

MonaKicia a nie masz możliwości konsultacji z innym wetem? Może telefon do Wrocławia? Chcociaż podać wyniki... Albo mail? czasami ktoś z boku lepiej widzi jakieś rzeczy.... Przecież transport i kasę by się jakoś załatwiło... Jakieś aukcje.... No nie wiem... A jak Kicia się czuje? Dobrze czy widać, że nie bardzo?
Do zobaczenia Yennefer- czekaj na mnie w bytowniku przy ognisku.
10.02.2013 mój świat się zawalił.

Kto Ci tam Krokerku brzuch miętosi? Komu ćwierkasz? Do kogo się przytulasz w nocy? W czyich ramionach czujesz się bezpieczny?
09.11.2015r. odszedł Kroker

Slonko_Łódź

 
Posty: 5664
Od: Pt cze 10, 2005 7:36
Lokalizacja: Łódź

Post » Śro sie 09, 2006 10:10 Re: nowotwór złośliwy - co robić?

gryka27 pisze:
MonaKicia pisze:Badania morfologiczne krwi wykazały: ALT: 440 (norma=20-107), AST: 242 (norma 6-44), kreatynina 2,0. (podaję najważniejsze odchylenia - ogólnie wyniki nie obiecujące.


To nie sa zle wyniki - relatywinie rzecz biorac.

Relatywnie - czyli w porównaniu z czym?
Zdajesz sobie sprawę z tego że leczy się pacjenta a nie wyniki, w związku z czym wyników różnych pacjentów raczej się nie porównuje?
Bo to osobnicze jest bardzo - niestety, a może na szczęście :)
Przy wynikach przy których jeden pacjent zaledwie "słabo się czuje" inny może być nieprzytomny i wymagać intensywnej opieki.

Jest na forum kilka osób ze skłonnością do bagatelizowania podwyższonych parametrów krwi podawanych w wątkach argumentem że "mój kot miewał gorsze".
Rozumiem chęć pocieszania, ale to po prostu niedopuszczalne.
gryka27 pisze:
Zdecydowałam się na leczenie (chemioterapia) Wet wykonał telefon do słynnego lekrza w Warszawie. Nie miał on dobrych prognoz. Leczenie kosztuje 500 zł miesięcznie, a kot przezyje 66 dni. Nie ma szans na dłużej. Poza tym może nie dobrze tolerowac leki......


Czy mozesz tego twojego weta poprosic zeby mi tez wyliczyl z dokladnoscia do dnia moje przyszle zycie? Bo on niezly fachowiec. 66 dni. A o godzniach nie wspominal? A moze moglby co do minuty tez?

Twojego pewnie by się nie podjął bo to weterynarz jest ;) jednak.
Nazywa się Dariusz Jagielski, jest specjalistą onkologiem.
Kontakt do niego przez stronę www.bialobrzeska.waw.pl - można wysłać zapytanie na stronie.
Proponuję podyskutować i pouczyć pana doktora osobiście.


MonaKicia, komuś trzeba w leczeniu zaufać.
Jest super kiedy weci czy lekarze mówią nam dokładnie to co chcemy usłyszeć, bo czujemy się wtedy dobrze i nasza nadzieja ma się na czym wspierać.
Ale najlepsi są ci, którzy mówią nam prawdę.
Bo tak naprawdę nie jest istotne - 66 dni czy 96 dni.
Istotne jest żeby nasz przyjaciel nie cierpiał w imię naszej miłości - niezależnie od ostatecznych efektów leczenia.
Jeśli można wyeliminować ból, cierpienie i zminimalizować stres związany z leczeniem, wtedy i zwierzakowi jest łatwiej - dopóki ma siłę żyć wiele może się zdarzyć.


I mimo wszystko - to piszę do gryki27 - od ustalania rokowań i ordynowania leczenia są nie fora internetowe, tylko ci którzy biorą odpowiedzialność bezpośrednią za pacjenta.
Dzielimy się wiedzą i doświadczeniem, ale zalecanie modyfikacji leczenia bez wywiadu i bez znajomości historii choroby i wszystkich okoliczności jest błędem w sztuce.
Nawet przy najlepszych intencjach z Twojej strony.
abluo ergo sum

Beliowen

Avatar użytkownika
 
Posty: 55549
Od: Czw lis 25, 2004 11:33
Lokalizacja: 52°04′N 21°01′E

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 201 gości