nowotwór złośliwy - Pafnucy odszedł ....

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt sie 04, 2006 23:18 nowotwór złośliwy - Pafnucy odszedł ....

Witajcie Kochani Kociarze.
Jestem tu po raz pierwszy. Szukając informacji na temat choroby swojego kota znalazłam Wasze forum. Widzę, że działacie prężnie niosąc wzajemną pomoc i wsparcie. Dlatego postanowiłam napisać..........
Oto historia mojego kotka Pafnucego. Ma 12 lat (23 sierpnia będzie miał 12 urodziny). Trzy tygodnie temu zauważyłam u niego powiększone węzły chłonne, kot robił się osowiały, chował się do wnętrza wersalki. W tym czasie musiałam wyjechać i w związku z tym od razu nie poszłam do weta. Podczas mojej nieobecności kotem opiekowała się mama.
W niedzielę dwa tygodnie temu u kota pogorszyło się. Został zawieziony do lekarza. Weterynarz stwierdził silną bladość, kot sikał pod siebie, nie jadł od dwóch dni, był wyczuwalny guz w jamie brzusznej. Diagnoza była: do uśpienia. Mama oświadczyła, że nie może się na to zgodzić i prosiła by zrobić wszystko co się da, do mojego powrotu. Codziennie przez tydzień woziła go taksówkami do weta. W tym czasie dostawał on zastrzyki (w tym kroplówki), gdyż próba włożenia wenflonu nie powiodła się. Podejrzewano białaczkę lub FIP. Codziennie leczył go kto inny, a każdy miał inną teorię. Badania morfologiczne krwi wykazały: ALT: 440 (norma=20-107), AST: 242 (norma 6-44), kreatynina 2,0. (podaję najważniejsze odchylenia - ogólnie wyniki nie obiecujące. Były problemy z wątrobą, podejrzewano również niewydolność nerek. jednek podczas tego tygodnia nastąpiła poprawa. Kotek stanął na nogi, a gdy wróciłam przywitał mnie głośnym miauczeniem. Mama mówi, że spał w moim pokoju wyraźnie czekając na mnie...
Po moim powrocie (minął tydzień), zmieniłam lekarza. Ten potwierdził niewydolnośc nerek. Zrobił badanie krwi. Biochemiczne wyniki poprawiły się ALT:116, AP:39,70, kreatynina pogorszyła się =2,30. Podejrzewano białaczkę. Aby to wykluczyć zrobiłam test, który okazał się ujemny. Wet zaczął leczyc nerki - kroplówka, leki moczopędne. (leczenie trwało od soboty do środy).W środę nastąpiło pogorszenie samopoczucia kotka. Miał gorączkę - 40 stopni. Miał oczy za mgłą. Wyglądał dużo gorzej. Gdy go zawiozłam lekarz zarządził wykonanie USG-na którym wykryto cystę - 3 x 4 cm w okolicach jelita cienkiego. Powstała decyzja o wykonaniu operacji, w celu wycięcia cysty.....
W czwartek (wczoraj) podczas operacji wet stwierdził, że guz nie nadaje się do wycięcia... Pobrał wycinek (biopsja). Na wyniki czekałam do wieczora. Niestety nie była to dobra wiadomośc. Guz okazał się chłonniakiem - nowotworem złośliwym węzłów chłonnych w postaci bardzo zaawansowanej....
Dziś stanęłam przed dokonaniem bardzo trudnej decyzji. Leczyć Pafnusia czy... przyśpieszyć jego śmierć. Mysłałam o tym na rózne sposoby.....
Zdecydowałam się na leczenie (chemioterapia) Wet wykonał telefon do słynnego lekrza w Warszawie. Nie miał on dobrych prognoz. Leczenie kosztuje 500 zł miesięcznie, a kot przezyje 66 dni. Nie ma szans na dłużej. Poza tym może nie dobrze tolerowac leki......
Do tego wszystkiego bardzo ważna jest moja rola w tym leczeniu- codziennie mam dawac kotu tabletki (Pafnucy nie daje mi nic wetknać, nie mam w tym doświadczenia), mam go tez karmić na siłę strzykawką.. Boję się czy dam rade mu pomóc.
Przepłakałam już dwa tygodnie. Wydałam masę pieniędzy. Jak patrzę na Pafnusia serce mi się kraje. A jednak jak głupia ciągle wierzę w to, że leczenie mu pomoże. Mowiłam do Pafnusia ciągle powtarzając, żeby przetrzymał te najgorsze chwile. Dodam, że kotek jest bardzo cierpliwy, nawet lekarze go cały czas chwalili. Nie mogę go teraz zawieżć i utracić nasze wspólne starania o jego życie.
Lekarz nie daje żadnych nadziei, mówi, że to jedynie leczenie paliatywne. Raz w tygodniu jeździłabym z kotkiem na podanie leku. Resztę w tabletkach podawałabym w domu i zmuszała do jedzenia. Naprawde nie potrafię go uśpić.........Chcę mu pomóc do końca jego dni. Wiem, że przede mną dużo wyrzeczeń emocjonalnych i materialnych (to prawie pół mojej wypłaty). Nie wiem czy robię dobrze. Ale tak dyktuje mi moje sumienie.
Prosze o Wasze wsparcie i wypowiedzi. A może ktoś z Was ma jakieś doświadczenie z nowotworem u kotków, może jest na forum jakiś lekarz który coś wie na ten temat... ? Ten mój wet nie miał wcześniej takich przypadków. A może powiecie mi jak karmić kotka, jak podawać mu tabletke. Powiedzcie cokolwiek... ważny jest dla mnie każdy głos w tej sprawie.
Chciałbym żeby Pafnucy jadł i pozwalał na podanie tebletki, a resztę jakoś przetrzymam - bardzo jestem z nim emocjonalnie związana, to jeden z moich najważniejszych przyjaciół.
W razie bardziej naukowego zainteresowania z Waszej strony dysponuję dokładnymi wynikami badań krwi i moczu.
Pobądźcie z Pafnusiem i ze mną.....
Ostatnio edytowano Wto sie 15, 2006 1:30 przez MonaKicia, łącznie edytowano 2 razy

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Pt sie 04, 2006 23:23

ja jestem laik, ale mogę z całego serca życzyć Wam... wyzdrowienia...? - to chyba infantylizm... :( więc wspólnego wyboru najlepszej decyzji - jakakolwiek by ona nie miała być.........
:ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok:

ja straciłam w marcu dwie młodziutkie kotki i do dziś nie mogę zapomnieć ich cierpienia... :cry:
Lisiaczku[`] herszcie nasz, nie ma nas bez Ciebie :( Nunku[`] krowinko najpiękniejsza :( Plupluniu głupiąteczko[`]
07.03.2019 KONIEC WSZYSTKIEGO, KONIEC MNIE: Busiunia [`]
16.05.2017 PĘKŁO MI SERCE: Żabciu najukochańszy Skarbie[`]
Maciejku[`] Buniu[`] Placuniu[`] Glamutku[`] Bidonku[`] Tadzinko[`] Gadziu złotooka[`]

Wielbłądzio

Avatar użytkownika
 
Posty: 14515
Od: Sob mar 25, 2006 15:11

Post » Pt sie 04, 2006 23:29

to cudowne że tak troszczysz się o swojego kotka i że tak wiele dla Ciebie znaczy
wiem że chciałabyś odwrócić zły los i diagnozę która jest jak wyrok
nowotwór i chore nerki nie rokują niestety dobrze

życzę Ci abyś była ze swoim kotem jak najdłużej
ale spójrz na kota z jego perspektywy - nie swojej
bo my je tak kochamy że chcemy za wszelką cene zatrzymać - tylko czy one chcą tu dalej być?
myślę że Twój kotek powie Ci kiedy przyjdzie na niego czas
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Pt sie 04, 2006 23:31

Powiem szczerze, jeżeli zauważyłabym, że kot cierpi, nie myślałabym o swoim do niego przywiązaniu, ale o jego spokoju. Jeżeli go tak bardzo kochasz, dobrze sie zastanów. Przedłużysz mu życie o dwa miesiące, ale jak będą te dwa miesiące wyglądać? czy będzie to dobre życie, bez stresu, w poczuciu bezpieczeństwa, czy będzie cierpienie, strach, niezrozumienie, czemu ciągle go męczą tabletkami i wożeniem do weta.

Przepraszam, może jestem brutalna, ale nie przedłużałabym na siłę życia kotu, którego kocham. Tym bardziej, że jakość tych dni pozostawia wiele do życzenia.

Bardzo ci współczuję, sama straciłam parę lat temu ukochanego kocura z powodu nowotworu. poprosiłam o eutanazję, nie mogłam patrzeć, jak cierpi. To ten kot z mojego podpisu.
Moja pierwsza kocia miłość
za TM
Obrazek Obrazek
Nie tworzysz świata, jest on zastany. Można tylko ruszyć tyłek i coś zmieniać. (Anda)

kota7

Avatar użytkownika
 
Posty: 12351
Od: Czw sty 27, 2005 20:19

Post » Pt sie 04, 2006 23:36

Wielbłądziu - dziękuję Ci bardzo za Twoje optymistyczne trzymanie kciuków i życzenia. Wiem, że marzenia o wyleczeniu brzmią jak cud. Liczę na to, że kotek będzie odchodził w spokoju....


Marylo - dziękuję za Twe ciepłe i serdeczne słowa. Próbuje patrzyć na to z różnych perspektyw. Jesli kotek będzie się męczył - nie wiem co zrobię. Mam nadzieję, że leki złagodzą jego cierpienie... Jesli będzie bardzo krytycznie (takiej myśli nie dopuszczam) będę wtedy decydować. Chciałabym dla niego jak najlepiej. Wiem także, że decyzja o uśpieniu nie dawałaby mi spokoju (kiedyś musiałam uśpic kotka, żałuję do dziś).
Pozdrawiam.

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Pt sie 04, 2006 23:41

Kota7 - ważne są dla mnie Twoje słowa. Dają ponownie do myślenia....... Brutalnego myślenia.....
Nie wyobrażam sobie tej ostatniej podróży do weta aby go zostawić na tym zimnym stole. On zawsze patrzy na mnie takimi ufnymi oczkami....że zaraz wócimy do domu i będzie mu lepiej....

Strasznie trudna decyzja - i tak źle i tak niedobrze. Łudzę się jednak tym, że leki pomoga mu złagodzić ból.

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Sob sie 05, 2006 5:54

Wiesz, wielokrotnie tu, na forum, juz sie przewijalo takie bardzo madre powiedzenie - dla kota nie liczy sie dlugosc zycia, ale jego jakosc.

Niestety, zycie jest okrutne - a szczegolnie milosc bywa okrutna - w jej imieniu, dla niej - trzeba czasem zrobic cos co rozrywa serce.
W Twoim przypadku zdecydowac czy dalej leczyc (lub raczej walczyc o przedluzenie nieco zycia) - czy pozwolic przyjacielowi spokojnie i bez cierpienia odejsc, odejsc zanim bedzie tragicznie, zanim sie nacierpi strasznie.

Jedno moge Ci doradzic, na pewno warto sprobowac powalczyc - o ile kocurek czuje sie choc znosnie, przeciez to nie jest tak ze jak sie do tego zobowiazesz to bedziesz musiala to robic przez najblizsze 5 lat.
Gdy zobaczysz ze leczenie nic nie daje, ze kocurek cierpi - w kazdej chwili mozesz je przerwac - nawet po kilku dniach.
Gdy zobaczysz ze karmienie na sile to dla niego wielki stres - tak samo.

Ale musisz miec swiadomosc jednego.
Ze Twoj wet ma racje - to bedzie leczenie paliatywne.
Ono nie ma szans wyleczyc Twojego kocurka - jedynie poprawi mu - byc moze - komfort zycia teraz i troszke przedluzy zycie.
Twoj kocurek ma niewydolne nerki - to dodatkowo wiele, wiele utrudnia :(
Chemia prawdopodobnie dodatkowo da im w kosc, w dodatku zywienie w niewydolnosci nerek jest zgola odwrotne od tego w zywieniu przy nowotworach :(
Chore nerki, chloniak... Test na FIV tez robiliscie?...


Sorry ze tak prosto z mostu - ale trudno w takiej sytuacji pisac ze bedzie dobrze...

Jedno o co chcialam Cie tylko prosic - nie pozwol kocurkowi cierpiec, nie czekaj az bedzie krytycznie...
Masz mozliwosc zrobic najpiekniejszy gest jaki mozna zrobic dla kociego przyjaciela - pozwolic mu odejsc po tylu latach wspolnej przyjazni godnie i bez bolu.
Kazanie mu cierpiec bez potrzeby nie bedzie wynikalo z Twojej przyjazni do niego tylko z Twojego strachu przed Twoim nowym cierpieniem.
Zrob to dla Pafnucego - przelam ten strach gdy nadejdzie pora.

Ale na razie - o ile stan kocurka na to pozwala, pewnie ze sprobuj powalczyc.
Tylko ja bym test na FIV zrobila...

Blue

 
Posty: 23956
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Sob sie 05, 2006 6:45

Praepraszam, ze ja tak brutalnie,
Kolega przez kilka miesięcy leczył psa z chłoniakiem, na koniec prawie pokłócił się z wetem, który chciał jeszcze psa, już nie chodzącego, nie jedzącego, cierpiącego, dalej traktować chemią - żeby pożył jeszcze trzy miesiące nie wstając praktycznie z posłania.
Na życzenie kolegi, po konsultacji z innym lekarzem, który zakwestionował w ogóle skuteczność leczenia chłoniaka, pies został uśpiony.
Klolega cały czas żałuje, że tyle męczył ukochanego psa...
Zachęcam do zakupów w zooplusie przez zielony banerek na blogu - zooplus coś przekazuje na nasze podopieczne kocie bidy. http://domowepiwniczne.blogspot.com/

kalewala

Avatar użytkownika
 
Posty: 21154
Od: Śro cze 29, 2005 13:55
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob sie 05, 2006 6:45

Badzcie razem jak najdluzej!

Kciuki!
Dorota, Mru(czek), Chipolit, Norka, O'Gon (Burak); Balbina, Tygrysiunia, Bolek i Coco za TM

Dorota

 
Posty: 67147
Od: Pon maja 20, 2002 13:49
Lokalizacja: Olsztyn

Post » Sob sie 05, 2006 7:00

MonaKicia pisze:
Nie wyobrażam sobie tej ostatniej podróży do weta aby go zostawić na tym zimnym stole. On zawsze patrzy na mnie takimi ufnymi oczkami....że zaraz wócimy do domu i będzie mu lepiej....


Jeżeli zdecydujesz się na eutanazję, nie musi to się odbywać w lecznicy, możesz wezwać lekarza do domu. Wiele kotów odeszło w domu, na ulubionej poduszce, na kolanach opiekunów. Żałuję, że mój Kot nie miał tej możliwości :(
Moja pierwsza kocia miłość
za TM
Obrazek Obrazek
Nie tworzysz świata, jest on zastany. Można tylko ruszyć tyłek i coś zmieniać. (Anda)

kota7

Avatar użytkownika
 
Posty: 12351
Od: Czw sty 27, 2005 20:19

Post » Sob sie 05, 2006 7:16

kota7 pisze:Jeżeli zdecydujesz się na eutanazję, nie musi to się odbywać w lecznicy, możesz wezwać lekarza do domu. Wiele kotów odeszło w domu, na ulubionej poduszce, na kolanach opiekunów. Żałuję, że mój Kot nie miał tej możliwości :(

Właśnie.
Nie namawiam Cię do natychmiastowej eutanazji, bo tak naprawde Ty go widzisz i znasz więc sama najlepiej będziesz wiedziała, że cierpi.
A to, w jaki sposób go pożegnasz zależy w dużej mierze od Ciebie.
Mój Bechet również chorował na zaawansowany nowotwór. Lekarze nie dawali mu więcej niż miesiąc życia.
Staraliśmy się cieszyć każdą spędzoną z nim chwilą, ale kiedy zobaczyliśmy, że w nim nie ma już żadnej radości, że cierpienie się nasila, pomogliśmy mu przejść na drugą stronę.
Bolało strasznie, ale teraz mam świadomość, że odszedł we własnym domu, spokojnie, usypiając z głową na mojej dłoni. Bo kiedy jego stan był już bardzo ciężki najbardziej bałam się właśnie tego, ze umrze samotnie, kiedy my bedziemy w pracy. Że ostatnim uczuciem, jakie będzie mu towarzyszyło bedzie strach. Myślę, że wybraliśmy najlepsze z mozliwych rozwiązań, choć nie najłatwiejsze.
Życzę Ci dużo siły i mądrości.
ObrazekObrazek

bechet

 
Posty: 8667
Od: Śro sie 24, 2005 9:54
Lokalizacja: kraków

Post » Sob sie 05, 2006 7:20

Jesteśmy z Wami.

nongie

 
Posty: 2164
Od: Nie wrz 26, 2004 14:39

Post » Sob sie 05, 2006 7:27

Jeżeli postanowisz go leczyć będę trzymała kciuki z całego serca.... Będę wysyłać stada ciepłych myśli.... Ale. Pamiętaj, że granicą walki jest cierpienie kota. Jeżeli zobaczysz, że on cierpi- nie męcz go dłużej. Był z Tobą długie lata dając Ci miłość i oddanie. Jesteś mu winna to samo. W czerwcu trafił do mnie kot ze złamanym kręgosłupem i wielką raną na brzuchu. Przez 10 dni walczyliśmy o Niego. Rana zaczynała się goić, kręgosłup zrastać. Aż nadeszła noc bólu. Zrastający się kręgosłup kaleczył rdzeń kręgowy. Miodzio był nieprzytomny z bólu. Patrzył szeroko otwartymi niewidzącymi oczami. Udało się go jeszcze znieczulić ale następnego dnia po konsultacji z lekarzem w Warszawie (ostatnia nadzieja) pozwoliłam mu odejść. Nie zniosłabym patrzenia jeszcze raz na te niewidzące z bólu oczy. Gdybym wiedziała, że z tego wyjdzie- trudno, musiałby cierpieć. Ale nie było dla Niego szans. Zasnął głaskany przez 4 osoby, łzy kapały na jego futerko, mówiliśmy do Niego- był spokojny. Teraz z perspektywy czasu wiem jakie błędy popełniłam i nie zrobię tego więcej. To najtrudniejsza decyzja, ostateczna, zawsze się jej żałuje myśląc "a może by się udało".... Po każdej eutanazji tak myślę... Do dziś.... I pewnie będę się zastanawiała nad tym do końca życia... A może trzeba było jechać jeszcze do Wrocławia, a może trzeba było jeszcze poczekać.... To nieuniknione. Ale wiem, że dla Miodzia to było dobre.
Do zobaczenia Yennefer- czekaj na mnie w bytowniku przy ognisku.
10.02.2013 mój świat się zawalił.

Kto Ci tam Krokerku brzuch miętosi? Komu ćwierkasz? Do kogo się przytulasz w nocy? W czyich ramionach czujesz się bezpieczny?
09.11.2015r. odszedł Kroker

Slonko_Łódź

 
Posty: 5664
Od: Pt cze 10, 2005 7:36
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob sie 05, 2006 8:32

MonaKiciu, wczoraj pomogłam odejśc jednemu z moich najkochańszych kotów, NieWiemkowi.
Jeszcze w czwartek nie poddawaliśmy się, próbowaliśmy walczyć.
Wczoraj już wiedziałam, że NieWiem cierpi, ma dość zastrzyków, ma dość męczenia.
To widać w oczach, w zachowaniu, w postawie.
To jest bardzo, bardzo trudna decyzja, ale czasami lepiej ją podjąć :(.

Współczuję i trzymajcie się.
Kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!
[...] jesteś tym, co jesz... kabanosem w majonezie"

ariel

 
Posty: 18777
Od: Wto mar 15, 2005 11:48
Lokalizacja: Warszawa Wola

Post » Sob sie 05, 2006 9:41

MonaKiciu, nie napiszę nic nowego co już tu zostało napisane. Tyle lat przeżyłaś z Pafnucym, że znasz go najlepiej. Lepiej od nas, lepiej od weterynarzy. Dopóki Pafnucy chce żyć, ma chęć życia - warto walczyć, także w tej sytuacji jak Wasza - że to tylko leczenie paliatywne. Sama zobaczysz, kiedy kociu przestanie chcieć żyć, kiedy życie stanie się dla niego wyłącznie udręką, wtedy jak bardzo by Cię to nie bolało, pozwól mu odejść, nie skazuj na bolesną i długą agonię. Chyba większość z nas ma za sobą takie decyzje, ja też, wiemy jak to boli, ale są sytuacje gdy jest to najlepsze co możemy zrobić.
Całym sercem jestem z Wami. Życzę dużo sił i do walki, i do podejmowania decyzji, jakiekolwiek by one nie były.
Przytulam.

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: BB_Candy89, Google [Bot], sadnessofheart, septicemia i 256 gości