Sztuka oswajania kota

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw lip 27, 2006 13:16 Sztuka oswajania kota

Zakładam ten wątek, ponieważ jest parę osób, które mają lub dopiero co adoptowały małego dzikuska i nie mogą sobie z tym problemem poradzić, wielu z nas ma jakieś doświadczenia z oswajaniem kota i mogą się nimi podzielić.

Z tego, co się zorientowałam, są dwie metody oswajania kota:
1. Nic na siłę - tak bym nazwała tę metodę, której jestem zwolenniczką, zresztą nie tylko w odniesieniu do kotów. Uważam, że poprzez cierpliwe i spokojne, nie narzucające się podejście do zwierzaka można zdobyć jego zaufanie.
2. Branie na siłę kota, głaskanie i przemawianie do tegoż, że "kotów nie jemy". Jest to metoda paru osób, które znam i do której mam mniejsze przekonanie.

Od dwóch tygodni jest u mnie płochliwy dronusiowy Rudek, więc ten temat stał się mi bliski. Stosuję wobec niego oczywiście metodę "nic na siłę", nie narzucam się mu, udaję momentami, że go nie zauważam, nie biorę go na ręce. Zaprzestał od jakiegoś tygodnia czmychania pod łóżko, gdy tylko ruszyłam się z miejsca. Mogę już przechodzić obok niego w odległości ok. metra, a czasem nawet zupełnie blisko, wczoraj nawet sięgał łapką mojej długiej spódnicy. Przy misce z mięskiem mogę dokładać mięsko, dotykając pyszczka ręką, a nawet pogłaskać łepek. Wczoraj usiadłam w pobliżu Rudka, leżącego na chłodnej posadzce balkonu i zaczęłam zbliżać do niego dłoń - nie uciekł, a nawet zaczął łapką też dotykać mojej ręki. Zachęcona tym sukcesem zaczęłam głaskać jego czółko, potem drapać za uszkiem, a kiedy rozluźniony zaczął przymykać oczęta, odważyłam się głaskać jego cały grzbiet. Rudek leżał, jak zahipnotyzowany. :D
Wiem, że mam komfortową sytuację, bo nie muszę go łapać i na siłę podawać lekarstwo, czy stosować inne niezbędne zabiegi przy kocie, które uniemożliwiły by stosowanie się do tej metody.

Dostałam dziś z krak-vetu zamówioną paczkę i m. in. bezpłatny numer "Czterech łap" w którym natknęłam się na krótki artykuł Natalii Gierymskiej "Sztuka oswajania". Po jego przeczytaniu jeszcze bardziej utwierdziłam się, że postępuję właściwie. Autorka pisze m. in. "Co robić, by pozyskać sympatię strachliwego kota? Bardzo istotną rolę odgrywa atmosfera panująca domu - kot musi czuć się w nim komfortowo. Powinien mieć własne legowisko, zabawki i kryjówki, w których może się chować. Otoczenie, domownicy oraz inne zwierzęta przebywające w mieszkaniu, nie mogą Stanowic dla niego zagrożenia.
Ważne jest też właściwe traktowanie futrzaka. Aby nasz ulubieniec pozwolił na tak wyrafinowane pieszczoty, jak głaskanie po brzuchu, trzeba odpowiednio obchodzić się z kotem. Zwłaszcza, że zwierzę to jest pamiętliwe i dobrze wie, komu zaufać. Osoby, które próbują go złapać i na siłę przyporządkować, nie zdobędą kociego serca. Trzeba mieć wyczucie, odpowiednio się poruszać i spokojnie mówić, by futrzak zrozumiał, że nic złego mu nie grozi z naszej strony.
Skuteczne jest stosowanie się do starego porzekadła "przez żołądek do serca". Smakołyki działają bowiem na koty, jak magnes. Chcąc przypodobać się pupilowi wyciągnijmy do niego dłoń z pysznym kąskiem. Jeśli podejdzie, dajmy mu łakoć z ręki i próbujmy pogłaskać. Gdy pozwoli się dotknąć, nagródźmy go repetą. Postępujmy przy tym zgodnie z zasadą - jedno głaskanie, jedna nagroda.
W trakcie oswajania kota nie dopuśćmy do tego, by w ton naszego głosu, czy w gesty wkradła się choćby odrobina presji - koty wszystko wyczują, a przymuszania bardzo nie lubią."

Autorka zaznacza w artykule, że oczywiście nie każdego dzikiego kota da się oswoić, są indywidualiści nie poddający się żadnej metodzie, są też bardzo płochliwe koty wymagające leczenia.
Spróbuj trochę z siebie dać tym, co mają gorszy świat...
Obrazek ->tu nasz wątek-> a tu album :)

Fraszka

 
Posty: 5746
Od: Wto lip 27, 2004 9:04
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Czw lip 27, 2006 13:30

Ja też jestem zwolenniczką opcji nr 1.
Kropkę dostałam jako dzika, który wypuszczony w domu zamieszkał za szafką w kuchni i przez kilka dni w ogóle się przy ludziach nie pokazał.
Wychodziła gdy nas nie było, wtedy robiła siuu, papu i inne rzeczy. :)

Ja jestem nadgorliwiec więc wyniosłam się do rodziców (akurat zaczęliśmy się wyprowadzać, więc była możliwość), a TŻ zastosował metodę: nie widzę Cię. :) Metoda odniosła skutek natychmiatowy. Kot po 3 dniach wyszedł, a po 5 dniach zaległ na TŻ'cie i w zasadzie nic innego nie robił tylko na nim leżał i mrumrał. :lol:

Dodam, że nie był to kot wystraszony zmianą miejsca czy ludzi, a kompletny dzik, który dotąd (4 m-ce) mieszkał na jakiejś działce z mamusią i rodzeństwem, czyli kot wolnożyjący.

kropka75

 
Posty: 3995
Od: Śro lut 09, 2005 11:15
Lokalizacja: Gliwice

Post » Czw lip 27, 2006 20:21

a dzikie kociaki siedzące w klatce w lecznicy?
przy nich chyba pierwsza metoda nie poskutkuje...


ja 6-7 tygodniowe kociaki oswoiłam przez kilka dni metodą 'na siłę' - w dniu złapania z piwnicy napierw wypuściłam do łazienki, po kilku godzinach złapałam każdego po kolei w rękawiczkach, zawinęłam w ręcznik, jak przestały się wyrywać (trzymałam cały czas na kolanach i mówiłam) to wypuszczałam główkę 8) po kilkunastu minutach ciagłego głaskania już nie trzeba było ich trzymać, żeby nie uciekły. po paru godzinach już siedziały sobie swobodnie na kolanach. ale jeszcze przy łapaniu (z pod wanny) przez kilka dni sie bały i uciekały... a po kilku dniach jeden kociaczek jak się go tylko położyło na sobie - od razu zasypiał (a było to najdziksze kocię, na sam widok człowieka uciekało, dwa pozostałe uciekały tylko jak ktoś się bardziej zbliżył) . po jakimś tygodniu (a nawet może wcześniej? nie pamiętam) od zabrania z piwnicy już latały po pokoju, jak sie zbliżyło żeby złapać i przytulić, to już ani trochę się nie bały. i już były oswojone :)

a dorosła kotka złapana na sterylizację trafiła do mnie na jako takie oswojenie i szukanie domu (już znalazła 8) ). kompletnie dzika, choc może nie aż tak bardzo, bo złapana w klatkę-łapkę była wieziona do lecznicy na moich kolanach 8O (w klatce, oczywiście ;) ) nie była jakoś specjalnie przerażona...
przy niej zastosowałam jednak pierwszą metodę ;)
przez kilka dni wychodziła tylko w nocy, z czasem zaczęła wychodzić też w dzień, ale jak tylko zobaczyła że tam gdzie chciała wejsć był człowiek, to zwiewała... później już wychodziła jak ludzie byli w tym samym pomieszczeniu, ale przy każdym ruchu uciekała... a potem można było się ruszać (spokojnie) i nie uciekała. dopiero jak widziała że się chce do niej podejść (np. przysypiała na kanapie blisko drzwi, a ktoś chciał wyjsć) to uciekała... coraz częsciej wychodziła (po ponad miesiacu przebywania u mnie) w dzień... a później znalazła dom, więc nie wiem jakie zrobiła postępy (ale dowiem się... ;) )


myślę, że to zależy od kota (i jego wieku) jaką metodę najlepiej wybrać...
Ostatnio edytowano Czw lip 27, 2006 21:48 przez *anika*, łącznie edytowano 1 raz
♪♫♬ ♪

*anika*

 
Posty: 13244
Od: Pon mar 28, 2005 20:15
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw lip 27, 2006 20:25

Jestem zwolenniczką metody drugiej. Oswoiłam w ten sposób mnóstwo kociaków, w tym bardzo dzikiego Śliniaka, który obecnie mieszka umojej mamy i który ją kocha nad życie :wink:
Metoda ta ma te plusy, że może przynieść oczekiwane efekty szybciej - zwłaszcza kiedy nie można kotu poświęcić dużo czasu, bo się pracuje, w domu jest wieczorami, a jest to kot do adopcji i wraz z dorastaniem maleją jego szanse na dom.
branie na siłę na ręce, głaskanie, drapanie za uszami, głaskanie przy posiłkach, noszenie kota na rękach po mieszkaniu, śpiewanie mu z jednoczesnym głaskaniem itp. - ani razu mnie ta metoda nie zawiodła.
Nie wiem jak metoda pierwsza, gdyż nigdy jej nie stosowałam.
Obrazek

Koty łączą ludzi, którzy w innym przypadku nigdy by się nie spotkali.

Katy

 
Posty: 16034
Od: Pon sie 05, 2002 18:57
Lokalizacja: Kocia Mafia Tarchomińska

Post » Czw lip 27, 2006 21:00

powiem tak-1 jak i 2 metoda w moim przypadku-a raczej w przypadku Mamby nie musiala sie sprawdzac, bo kotka-chociaz dzika-wcale sie mnie nie bala, chodzila za mna jak piesek, dawala sie poglaskac, przytulac, wycalowac, wskakiwala na kolana, mruczala-i tak jest do dzis :D
ale zadna z tych opcji wcale nie sprawdza sie w przypadku mojego meza-Mamba sie go boi i chyba nigdy nie przestanie, a probowalismy juz wszystkiego :roll: jesli kociak od poczatku sie kogos boi, to chyba marne szanse na oswojenie...
Kicia... 16.09.2016 (*)

mamba luna

 
Posty: 1509
Od: Pon gru 19, 2005 0:14
Lokalizacja: kielce

Post » Czw lip 27, 2006 21:15

A myśmy złapali dzikiego malucha z piwnicy, który syczał, prychał, drapał i gryzło wszystkich. Ja byłam ta zła, bo grzebałam w uszach. Tz bo termometr wsadzał - wiecie gdzie - i nas baaaaaardzo mała nie lubiła. Przekonała się do mnie i teraz powoli do TZ. Choć nadal kotom tylko ufa i z nimi biega. Najpierw stosowaluiśmy metodę "nie widze cię", a teraz róznie, zalezy od sytuacji i nastroju małej. I jest poprawa. Nie mam już dzikiej pumy w domu, tylko koteczka, który nie wszystko rozumie i tego czego nie zna lub nie rozumie oprycha i osyczy :lol:
Obrazek
Naszym kotom się przelewa - darowiznę na konto!
Fundacja Kocia Dolina Lukas Bank SA /O. Toruń
47 1940 1076 3018 9272 0000 0000

Igulec

 
Posty: 4284
Od: Wto mar 28, 2006 21:15
Lokalizacja: Kocia Dolina Filia Inowrocław

Post » Czw lip 27, 2006 21:25 Re: Sztuka oswajania kota

Fraszka pisze: (...) oczywiście nie każdego dzikiego kota da się oswoić, są indywidualiści nie poddający się żadnej metodzie, są też bardzo płochliwe koty wymagające leczenia.


niestety jest to prawda.
i niestety ta prawda dotyczy nas osobiście.
nasz Poldek wprowadził się do nas, po traumatycznych przezyciach, ale jednak w młodym, dobrze rokującym na oswojenie wieku (ok 5 miesięcy). Szczerze mówiąc nie przypuszczałam że pozostanie taki m dzikuskiem. Dostał max opieki, czułości, zrozumienia i czego tam jeszcze kotu trzeba. niestety mimo stosowania metody nr 1 (na met. nr 2 nie mieliśmy odwagi i sumienia, tak się bał) nasz koiamberek do dziś (jest u nas ponad cztery lata) do pieszczoszków nie należy, a szczerze mówiąc nadal jest potwornie płochliwy.
Nie ma szans zeby zblizyć się do niego w pozycji wyprostowanej,
ja moge do niego podejść i ew pogłaskać tylko i wyłącznie na klęczkach lub kucając. Ale jak siedzę na podłodze zdarza się, że sam podejdzie.
Jak zbliżam się w pozycji wyprostowanej zawsze czmycha :cry: Natomiast mojego męża cały czas omija szerokim łukiem, mężczyzna dla niego to wróg :(

Może gdybym od poczatku zdecydowala sie na metodę nr 2 "kochania na siłę" może by sie przełamał... ale niestety nigdy się tego juz nie dowiem... kochamy sie więc na odległość wyciągniętej ręki :wink:

Majszczur

 
Posty: 1062
Od: Śro mar 29, 2006 13:31
Lokalizacja: Warszawka... po prostu

Post » Czw lip 27, 2006 21:36

Według mnie w przypadku kociąt najlepszą metodą jest metoda „na siłę”. Metodę tą stosuję też w przypadku kotów dorosłych, choć kompletne dziczki do mnie nie trafiają i być może, dlatego jest ona skuteczna. Przy 2 kotach, które były w dużej traumie chciałam działać po dobroci i nie na siłę. Nie przyniosło to efektów. Koty były cały czas nieprzystępne. Kiedy przez przypadek okazało się, że nie są niebezpieczne tylko straszą zastosowałam metodę drugą i szybko moje relacje z kotami się zmieniły. Ważne jest dla mnie, aby nowego kota dokładnie obejrzeć i kontrolować przez pierwsze dni pobytu u mnie żeby szybko wyłapać zmiany na skórze, sprawdzić węzły chłonne, przyciąć pazurki. Tych zabiegów nie da się zrobić po dobroci.
Obrazek<=klik
Obrazek

mirka_t

 
Posty: 12774
Od: Pon gru 20, 2004 18:21
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Pt lip 28, 2006 7:35

Metodę 1 stosowałam z przy Fajfku - znajdzie bardzo skrzywdzonej przez dzieci :evil: Po półtora roku zaufał mi chyba w pełni...
Metodę 2 zastosowałam do Zuczka, przyniesionego przez sąsiadkę kociaka, - ale w sumie nie miałam innego wyjścia, bo miał około 4 tygodni i wymagał sporej opieki.
Teraz oswajam 2 młodziutkie dzikusy u znajomej. Zdecydowałyśmy, że trzeba je przytulać na siłę. Ponieważ są dwa to zapewniają sobie komplet pieszczot i człowiek nie jest im do niczego potrzebny (poza napełnianiem michy).
Nie mam dużego doświadczenia z oswajaniem kotów - w sumie robiłam to z 6-7 razy. Ale wydaje mi się, że metoda 2 jest konieczna gdy w domu jest więcej futer - bo jeśli zapewnią dzikusowi poczucie bezpieczeństwa, pieszczoty, to może się okazać, że dotyk człowieka jest zbędny.

cHocHlik

 
Posty: 203
Od: Pon maja 23, 2005 20:46
Lokalizacja: Warszawa - Rembertów

Post » Pt gru 14, 2007 20:45 Mam problem, pomocy!!!

Cała moja rodzina od dawna chciała mieć kotka. Kolega z klasy, który mieszka na wsi, zaproponował mi, że da mi kota, bo ma ich dużo na strychu stodoły. Łapaliśmy kota przez jakiś czas i sie udało, zabrałem go do siebie(do bloku) i jest problem... Kotek nie jest aż taki młody i tylko jak ktoś się zbliża syczy.

Czy to mu przejdzie? Kiedy da się pogłaskać? I czy uda mi się nauczyć go załatwiania do kuwety? Czy dziki kot może sie na mnie rzucić z pazurami?

Proszę o szybką odpowiedź! Za odpowiedzi z góry dziękuję!
Obrazek
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!!!

maniek515

 
Posty: 31
Od: Pt gru 14, 2007 20:30
Lokalizacja: Racibórz

Post » Pt gru 14, 2007 22:25 Re: Mam problem, pomocy!!!

maniek515 pisze: Kotek nie jest aż taki młody i tylko jak ktoś się zbliża syczy.

To znaczy? Na ile go oceniasz? Inaczej się oswaja kota dorosłego lub prawie dorosłego, a inaczej kociego podrostka czy kocie dziecko. Jeśli nie umiesz powiedzieć, w jakim jest wieku, to moze pokaż nam jego fotografię?
maniek515 pisze:Czy to mu przejdzie?

Tak. Za jakis czas przejdzie. Mam kilka takich eks-dziczków. Lubią, bardzo lubią być głaskane.
maniek515 pisze:Kiedy da się pogłaskać?

To trudno powiedzieć. Zależy od tego, jak bardzo jest przestraszony i co już go w zyciu spotkało. Sporo tu zależy też od ciebie, jak będziesz do niego się odnosił - czy ty go złapałeś, pakowałeś do transportówki czy torby, czy w jego obecności zachowujesz się spokojnie, czy tez masz dosc tubalny głos... Jest wiele czynników, które wpływają na to, jak szybko można pogłaskać kota.
maniek515 pisze:I czy uda mi się nauczyć go załatwiania do kuwety?

Tak. Tyle, że na początku daj mu do kuwety piasek z piaskownicy lub ziemię doniczkową, by skojarzył to z miejscem, gdzie sikał na wolności. Kuwetę też postaw tak, by miał do niej blisko ze swojej kryjówki (bo może być tak przestraszony, że będzie brudził pod siebie, bojąc się wyjść) i w miejscu osłoniętym od reszty pokoju czy pomieszczenia, by czuł się bezpiecznie przy tej intymnej czynności. To ważne :!:
maniek515 pisze:Czy dziki kot może sie na mnie rzucić z pazurami?

Tylko, jeśli nie będzie miał innego wyjścia, np. zapędzisz go w kąt pokoju i się nad nim pochylisz. Wtedy, bardzo, naprawdę bardoz przerażony, może spróbować ataku. Pisałeś, że kot syczy. Syczenie zawsze jest odstraszaniem, sygnałem, że kot się boi i chce się bronić. Powtarzam - chce się bronić. Jeżeli będziesz się zachowywał spokojnie i nie dasz mu powodu do takiego rozpaczliwego posunięcia, nie zaatakuje. Aha, może uderzyć łapą, gdy wyciągniesz w jego stronę rekę - to wciąz jest obrona, nie atak. :!:

maniek515 pisze:Proszę o szybką odpowiedź! Za odpowiedzi z góry dziękuję!

Proszę bardzo. :) Pisz nam o swoim kocie, załóż mu wątek... tu jest sporo osób opiekujących się takze dzikimi i zdziczałymi kotami. Chętnie ci pomogą :)
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob gru 15, 2007 10:31

Oprócz maluszków, których oswojenie nie jest trudne, oswajałam klika starszych kotów - półroczną Foczkę, półrocznego Czarcika, prawie rocznego Ptysia, teraz półroczną Sonię i półtoraroczną Muti.

Maluszki moim zdaniem tylko "na siłę" - zaniechanie tej metody mocno opóźnia oswajanie.

Nie udało mi się oswoić półtocznego "syjamka" Sebastiana i prawie rocznego Ambisia - może to były przypadki nieoswajalne, może z nimi niepotrzebnie próbowałam po dobroci, a nie na siłę?

Pozostałe oswajałam na siłę, niestety :twisted:, czasem w łagodniejszej postaci - dopadanie kota w miejscu, z którego nie bardzo może uciec, i głaskanie, czasem brutalnie - łapię luzem lub w kocyk, zawijam i głaszczę. Najczęściej ładuję obok siebie pod kołdrę, czytam sobie a kota głaszczę.

Prawda, że zagoniony w kąt Ptyś na początku potrafił zrobić kupkę albo siu ze strachu, ale zaraz potem przytulkony mruczał, prawda, że Foczka kilka razy przedziurkowała mi palce, Sonia bardzo groźnie posykiwała, a Muti potrafi strasznego wrzasku narobić, siedząc mi spokojnie na rękach :wink:

Początkowo nie oswajałam na siłę Muti, kiedy karmiła mała Andzie, wydawała sie byc całkiem oswojona, zreszta obie chorowały i leczenie było ważniejsze - teraz to muszę nadrobić - pannica podchodzi do mnie na pół metra, a pogłaskać się nie da.
Zachęcam do zakupów w zooplusie przez zielony banerek na blogu - zooplus coś przekazuje na nasze podopieczne kocie bidy. http://domowepiwniczne.blogspot.com/

kalewala

Avatar użytkownika
 
Posty: 21154
Od: Śro cze 29, 2005 13:55
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob gru 15, 2007 18:54

Witam

To może ja przedstawię swoje kociaki, ich historię można przeczytać w wątku

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=62673

Chłopaki mają po ok 7 mies, u mnie są od czterech.


Piórek:
Obrazek

Cykorek
Obrazek


w komplecie:
Obrazek

Kociaki były dzikie - w domku tymczasowym oprócz stałych rezydentów i rodzeństwa burasów był jeszcze jeden potwór perski na tymczasie. Do tego wymagały leczenia czyli systematycznej łapanki. Mimo serca, ciepła i doświadczenia Nordstejerny kociaki trafiły do mnie dzikie, wystraszone zmianą miejsca ect. Zaczęło się powolne oswajania, które nawet szło w dobrym kierunku, bo akurat czas urlopu i wakacji sprzyjał wizytom, w domu ciągle sie coś działo, mieszkała u nas kuzynka która przyleciała z Australii (właścicielka dwóch kotów tak BTW). Kociaki powoli zaczęły wychodzić z kryjówek i były skore do zabaw, ciekawe świata zaglądały wszędzie, spały na kanapie i pozwalały się nawet głaskać. Liczyłam, że do Świat Bożego Narodzenia będę mieć w domu dwa miziaki. Niestety objawiły się kokcydia - i na nowo polka - podawanie leków, doszło szczepienie i wizyta u weta - jednym słowem sajgon, który trwał prawie miesiąc. Potem zaczęło się oswajanie metodą "nie widzę Cię" ale nie przynosiła ona żadnych efektów, koty pryskały pod łóżko przy każdym ruchu i miałam wrażenie, że jest gorzej niż na początku. Zauważyłam, że Cykorek jakby mniej - zaczęłam więc stosować metodę "miłości na siłę". Przyniosło to świetne efekty - Cykor bez problemu daje się zabrać na ręce, mogę go nosić po mieszkaniu, głaskać, miziać, przewracać na plecy i bawić w zagryzanie potfora (mojej ręki). Przychodzi wołany po imieniu i chociaż nie wskakuje mi na kolana, to jednak gdy siedzę przy biurku to spaceruje zasłaniając monitor. Oczywiście są takie momenty, kiedy nie daje sie złapać ale to normalne. Niestety na to by Cykor przyszedł do mnie sam i nadstawił grzbiet do głaskania chyba liczyć nie mogę.
Niestety z Piórcjuszem nie ma lekko, bo nie dość ze dzikus to jeszcze strachulec, członek tego oto klubu:(

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=63 ... &start=150

Postanowiłam z Piórkiem działać tak samo jak z Cykorkiem, czyli metodą nr 2. Efekty powolne są. Tzn Piórek już nie ucieka tak gwałtownie na mój widok, ba nawet w nocy czasem przychodzi na mizianie i o zgrozo od jakichś dwóch tygodni, kiedy położę się na kanapie z książką i nakryję nogi kocem to Piórcjuszowi zdarza się na tychże nogach położyć. Nawet raz wszedł pod koc i dopominał się o głaskanie. Generalnie prawie każdego wieczoru kiedy kładę się spać po jakimś czasie mam obok Piórka, który chce być głaskany i tę porcję pieszczot musi dostać. Bardzo często też rano kiedy się budzę to właśnie Piórek śpi obok. Niestety nadal oba koty uciekają przed młodym (młody nie taki malutki - maturzysta) mimo cierpliwości i spokojności charakteru Młodego w jego przypadku efektów nie ma żadnych. Tzn możliwe że ucieczki są mniej gwałtowne. Od jakiegoś czasu kociaki zaczęły też wychodzić do gości i przyglądać się im z odległości 2 m. Na metr podchodzą tylko do dziewczyny Młodego (kociara ofkors) i o dziwo do mojej przyjaciółki, która jak na rasowego psychologa przystało oceniła ich charaktery po 15 minutach obserwacji:) Do tego trafnie :lol:
Nie wiem co będzie jak na święta zjedzie kol. małż - znowu obcy w domu... Nie wiem gdzie będą spać koty (teraz śpią ze mną). I nie wiem jak złapię Piórka by go zawieźć na kastrację....

MartaG

 
Posty: 89
Od: Nie sie 19, 2007 23:22
Lokalizacja: Wadowice

Post » Nie gru 16, 2007 10:13

annskr pisze:Oprócz maluszków, których oswojenie nie jest trudne, oswajałam klika starszych kotów - półroczną Foczkę, półrocznego Czarcika, prawie rocznego Ptysia, teraz półroczną Sonię i półtoraroczną Muti.


Wszystkie na siłę?

annskr pisze:Maluszki moim zdaniem tylko "na siłę" - zaniechanie tej metody mocno opóźnia oswajanie.


Mam takiego dzikuna podrostka od miesiąca i efekty są takie sobie. Zastanawiam sie właśnie nad zmianą sposobu postępowania. Ile czasu zajęło ci oswojenie "na siłę" kociaków półrocznych?

Pozdr

PcimOlki

 
Posty: 10931
Od: Nie wrz 16, 2007 14:12
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie gru 16, 2007 11:25

Ja zawsze korzystałam z metody pierwszej,nic na siłę.
Rezultaty były dobre,wszystkie koty zostały przytulańcami. :D
Nawet kotka,którą dostaliśmy jako dorosłą i która zyła wraz
z innymi kotami w stodole,a z człowiekiem miała do czynienia tylko
w czasie karmienia.
Oswajanie tej kotki zajęło mi dwa tygodnie.
Zawdzięczałam to chyba temu,że miała wspaniały charakter.
Stała się ona kotem "podajnym".Tak ją nazywaliśmy. :lol:
Wieczorami,zwłaszcza zimą,gdy siedzieliśmy przed telewizorem,
kładła się komuś na kolana,mruczała i ciastkowała.
Każda próba zrzucenia jej z kolan kończyła sie uporczywym czepianiem ciuchów.
Tak więc,jeśli ktoś musiał na chwile wyjść,brał ten naleśnik na ręce
i podawał komus innemu.
Czesto w ciągu jednego wieczoru zaliczała wszystkie kolana,
a czasem była jak bumerang.Wspaniała,cudowna koteczka.
Nigdy nie wysunęła nawet milimetra pazurka,a pieszczot nigdy nie miała dosyć.
Myślę jednak,że metoda zależy od kota i innych czynników,np wieku kota,
czy jest jedynakiem,czy jest to stado kotów.
A jednak,takie oswajanie zwierzęcia to przygoda,bo nie wiadomo jakie one będzie.
Trzeba tylko pamiętac,że należy póżniej wziąść odpowiedzialność za to co się oswoiło.
Obrazek

Najlepsze kotki są od Kotiki. :wink:
Nie mam nic wspólnego z obecną działalnością Fundacji Kotikowo.

kotika

 
Posty: 11098
Od: Pt lis 18, 2005 23:46
Lokalizacja: 3w1

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Google [Bot] i 109 gości