Dziś poszłam umówić się z karmicielką na łapankę - w końcu ważne jest żeby była z nami, a nie traktowała nas jak obcych, którzy się nagle wtrącają.
Nie było jej niestety.
Za to: tricolorowa piękność pozwoliła się miziać

na wszelkie sposoby

Czyżby mnie poznała i jednak stwierdziła, że jestem niegroźna? To jest zdrowa kotka, tylko brzuszek ma coraz to większy.
Wyrzucony z domu kocurek - Maciuś: CUUUUUD!!! Ja go tak tylko maścią posmarowałam "na oko" - myslać, że nie zaszkodzi, a POMOGŁO! W miejscu łysinki zaczynają rosnąć króciutkie włoski!

Zauważyłam, że ma też maleńkie ubytki włosów na pyszczku, wiec zachęcona sukcesem muszę sie zabrać za regularne smarowanie!
Spotkałam jeszcze dwie kotki, chore na katar - obie są w ciąży, w tym jedna w zaawansowanej. Mam nadzieję, że nie urodzi do wtorku, bo taka chora... No i - że ją znajdę.
A akurat ta jest taaaaka słodka. Ćwierkała do mnie z zadowolenia, że ją dotykam! Jest bardzo chuda - kości na grzbiecie jej sterczą. Ale za to futerko ma piękne - takie przedłużone. Mieszka w zupełnie innej piwnicy, razem z białym ślicznym kocurkiem - na strasznie brudnej białej sierści ma maleńkie czarne łatki. Kocurek bardzo płochliwy, ale w końcu do mnie podszedł. On na szczęscie jest zdrowy.
No i czarne kocury były - takie dzikusy dzikie - panowie królestwa.
