Bronka pisze:Mamy 3 dorosle i 2 mlode koty. 2 dorosle sa wychodzace. Do domu przychodza (kilka razy dziennie) na jedzenie i mizianki. Nasz dom jest domem "otwartym" - przewija sie u nas ciagle duzo ludzi i jezeli ktorys z kotow zechce wyjsc z domu - nie ma z tym problemu. Rozumiem troske o los oddawanych do adopcji kotow - my rowniez sie o to troszczymy, gdy oddawalismy nasze malenstwa. Interesuje nas ich los do tej pory.
Nasz rezydent (obecnie ma 9 lat ) zaczal z domu wychodzic, gdy pojawila sie bezdomna (glodna i poraniona) koteczka. Zostala u nas. Obdarowala nas (2 razy) potomstwem. Rezydent toleruje ja i jej 3 potomkow ale ich nie lubi. Druga z wychodzacych to corka tej bezdomnej koteczki. A "bezdomna " lubi w domku siedziec.
To, ze koty wychodza nie oznacza, ze ktos o nie nie dba. Rozumiem, ze wychodzacego kota spotkac moga rozne niebezpieczenstwa i troszczycie sie o los oddawanych do adopcji kotow. Przeczytalam juz na tym forum sporo watkow i nie naleza do rzadkosci "zwroty" kotkow, bo kotek "nie spelnil oczekiwan". A domki te wydawaly sie byc dobrymi.
Nie udzielam sie czynnie na tym forum , ale je systematycznie czytam - bo to forum jest tez kopalnia wiedzy. Dzieki Wam dowiedzialam sie sporo o kotach, ich potrzebach i innych sprawach, ktore sa wazne dla ich bezpieczenstwa i zdrowia. Czasami jednak (stwierdzam to jako osoba niezaangazowana emocjonalnie w sprawe) "napadacie " zbyt ostro na kogos . W ktoryms z postow przeczytalam o bezdomnych kotkach, ktore ktos dokarmia czyms tam okropnym. Jezeli ktos dokarmia koty czymkolwiek co ma w domu - to jest lepsze niz smierdzace, zepsute smietnikowe jedzenie. Chwala mu za to, ze to robi.
A pewnosci, ze kot trafi w dobre rece - mimo dokladnego przeswietlenia domku- nigdy miec nie bedziecie , chyba ze ma sie staly kontakt z nowymi wlascicielami kotka.
Pozdrawiam
Pozwolę sobie na kilka uwag, dobrze?;)
1. Nie bardzo widzę związek przyczynowo-skutkowy (a w każdym razie nie został wykazany) pomiędzy pojawienien się koteczki, a wychodzeniem rezydenta... Wiek rezydenta, wskazuje, że ma sporo wszczęścia w tym wychodzeniu.
2. Powyżej piszę o szczęściu, bo przecież okolica w 100% bezpieczna nie jest skoro koteczka, która się przybłąkała, była poraniona. Osobiście uważam, że to nie jest fair, że kot ponosi ryzyko decyzji podejmowanych przez człowieka.
3. Jak to się stało, że kotka aż dwa razy urodziła? Po co? Przecież wydaje się, że macie świadomość ilości kociego nieszczęścia...
4. To nie jest tak, że jakkolwiek się nie pomaga kotom, w jakikolwiek sposób, sensowny lub bezsensowny, to jest dobra robota. Niedawno wyrzucałem na pewnym podwórku drożdżówki z czekoladą, skisłe mleko. Jakiś czas temu znalazłem tam rozrzucony makaron "gniazda" - wyschnięty i obok gnijące resztki ryby. Ktoś tam pomaga jak może. Efekt jest taki, że śmierdzi, ludzie się wkurzają, a głodne kocięta zlizują trującą czekoladę, a głodne koty zjadają psujące się mięso. I są tragedie.
Pomagać trzeba z głową albo wcale. Inaczej pomaganie łatwo przechodzi w szkodnictwo.
5. A pewności nie ma żadnej, co do nieczego. Niemniej to nie zwalnia nas od działań na rzecz zbliżenia się ku prawdopodobieństwu, że kot ma dobry dom i że jest w nim szczęśliwy. Zarówno przed, w trakcie, jak i po adopcji.
Pozdrowienia