To ja napiszę
Nie dotyczy to obecnych kotów, ale przeszłych, które nauczyły mnie wielu rzeczy
Zula- kotka którą miałam w rodzinnym domu. Całe lato chodziła pod nadzorem po balkonie. Minęło lato, nastała jesień. Raz ktoś nie zauważył jak wyszła, raz się kot zachwiał. Wystarczyło. Wypadła z bloku z ósmego piętra. Przeżyła, ale niestety lecąc udeżyła o balkon poniżej i złamała kręgosłup. Mimo bezwładu tylniej części ciała czołgała się do kuwety. To było lata temu. Weterynarz zasugerował uśpienie
Drugiego kota miałam w wynajmowanym mieszkaniu na pierwszym piętrze. Kot chodził po kwiatkach, a kwiatki nie utrzymały jego ciężaru. Spadł, w przerażeniu nie dał się dotknąć, uciekł. Wiecie jak cięzko jest szukać burego kota na osiedlu pełnym burych kotów? Cały tydzień chodziłam o świcie i o północy kiciając. Po tygodniu kocurek sam postanowił się ujawnić i łasił się do ludzi. Dzięki ogłoszeniom sąsiedzi wiedzieli czyj to kot. Udało się. Tym razem.
Następnym razem wypadł na moich oczach. Pilnowałam go ale wypadł. Zeszłam, wzięłam na ręce i wróciliśmy (wcześniej ćwiczyliśmy chodzenie na smyczy pod oknem, by na wszelki wypadek poznał tern). Obejrzałam kota, nic mu nie jest, w końcu to tylko pierwsze piętro, a na dole trawnik. Miesiąc później kot sie gorzej poczuł. Upały były- tak myślałam. Drugiego dnia nadal był osowiały. Mieliśmy iść do weta, nie zdążyliśmy. Odszedł jak byłam w pracy

Nie znałam wtedy tych wetów co teraz, wogóle mało wiedziałam o chorobach i urazach. Wtedy wet sugerował uszkodzenia wewnętrzne po upadku, które nie leczone spowodowały w końcu śmierć. Nie wiem czy tak było, wtedy tez mi powiedziano, że kotom się sekcji nie robi. Nie wiedziałam, że to bzdura. Jednak jego śmierć mogła być pośrednio spowodowana upadkiem.
Teraz mimo, że mieszkam "tylko" na drugim piętrze, na "bezpiecznej" wysokości, a na dole mam trawnik, to balkon zabezpieczony. Już się nauczyłam, że kot nie spada na cztery łapy
