Dotyczy kociaków z tego wątku :
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=43298
W środę wieczorem umarła Calineczka.
Nad ranem w czwartek - umarł Tygrynio.
Wczoraj rano wszystko było OK z pozostałą czwórką.
Wieczorem zauważyłam, że Jaś - najwiekszy, najgrubszy, najbardziej zabawowy - nie chce jeść.
Natychmiast go odizolowałam.
Przez noc - nie zjadł nic.
Rano odmówił jedzenia.
Przed chwilą wróciłam od weta.
Ma szmery w oskrzelach. Tak jak tydzień temu - Calineczka.
Temperatura 37,6.
Ewidentny brak odporności.
Panleukopenia - wykluczona. Nie ma biegunki, krwawych wybroczyn w pyszczku, ani wymiotów.
Został nawodniony, naszpikowany różnymi zastrzykami łącznie z antybiotykiem.
Nie chcę mysleć o tym, że bedę traciła wszystkie po kolei.
Może w moim domu jest jakiś wirus...
Poszukuje miejsca, gdzie mogę przewieźć trójkę całkowicie zdrowych, dobrze jedzących, baraszkujących kociaków.
Przewiozę je z klatka wystawową, zapasem jedzenia i mleka dla kociąt.
Nie wiem, czy nie złapały wirusa.
Na razie nic na to nie wskazuje.
Wet powiedział, że dla zdrowych szczepionych kotów - nie jest to groźne.
Martwie sie o Dyzię, bo ciągle jest niezaszczepiona.
Może izolacja od mojego domu - uratuje im życie.
To piekne kociaki.
Błagam. Może ktoś z Was ma oddzielne pomieszczenie , gdzie mógłby je przechować - narazie, dopóki nie wyjaśni sie sprawa z Jasiem.