No i wrociliśmy przed chwilą.
U Krysi przybiegła nas przywitać z podniesionym ogonkiem, trochę namruczała a potem zaczeła ganiać w najlepsze, zwiedzać i zabawiać się jak gdyby nigdy nic. Większość podroży przespała, resztę przemiałczała, ze po co ją tak zamykać, ona tylko chce do Pana na kolanka.
W domu kłusikiem pobiegła do kuwety na siusiu (przy czym udowodniła, ze można jednocześnie siusiać i całować się z Maksiem na powitanie). Potem wtrząchneła sporą michę suchego ktore dostaliśmy od Krysi, przegalopowała przez cały dom kilka razy, zjechała z Maksiem na wycieraczce po schodach, zapolowali na ścierkę, wylizali zespołowo puszkę po rybach, chwila ciszy i w kuwecie pojawiło się coś konkretnego.
Burasy i Maksio - przez cały dzien senne, znudzone i znużone - jakby dostały wiatr w żagle: oczka zaświeciły, łebki się podniosły, pyszczki nabrały szelmowskiego wyrazu. Teraz słyszę tupoty w 'salonie' wiec pewnie trwa zabawa w chowanego.
I TZ-ta słyszę, jak szepcze do Malinki czułe słówka...
Jednym słowem - rodzina w komplecie
