Jestesmy juz po wizycie u wet-a. Potem skoczyłam jeszcze na zakupy, bo skonczyło nam sie jedzenie, wiec nic nie pisałam.
Z kiciusią lepiej! Zabrałam ja do transporterka i wyłozyłam w środku roznymi dogrzewaczami. W samochodzie połozyłam ją w nogach, i wlaczyłam ogrzewanie. Wiec jak dojechalismy to kotka miała 39,5... górna granica normy u kotów, ale jeszcze ok
Ten weterynarz nie przyjezdza do domu, mieszka na drugim koncu miasta. Ambulatorium całodobowego w Krakowie-takiego godnego zaufania- chyba nie mamy.
Poza tym wydaje mi się, że kici najbardziej służy to że jest ciagle głaskana, chuchana i dmuchana. Wziełam ją do łożka w nocy- zreszta ona zawsze do mnie przychodziła w nocy do łożka jak była jeszcze w normalnej formie. Wydaje mi się, że to że jest w domu i ma spokój jest dla niej lepsze.
Przeszła dzis samodzielnie kilka kroków, posikała się w transporterku i po przyjezdzie od weta i wypuszczeniu ją w pokoju....nawet troche pomruczała!! Nadal jest bardzo słaba i osowiała, ale już jest wyraźna reakcja na "kicikici" i źrenice zaczynaja reagować prawidlowo na światło. Teraz lezy na termoforze pod kaloryferem. Za chwile będę próbowałam karmić ją na siłe strzykawką- dostałam od weta specjalne preparaty royala dla rekonwalescentów. Kot ponoć musi zacząc jeść, bo jak długo nie je to stłuszcza się u niego wątroba- taka specyfika gatunku. Jutro jeszcze do lekarza na kolejne zastrzyki- codziennie dostaje ich koło 6-7:(
Niestety ja już jutro muszę iść do pracy, nikt mnie nie zastąpi- pojadą z nią moi znajomi, którzy bardzo mi pomogli i wspierali przez ten cały czas.
Sami też mają kotka.
Wczoraj przez to całe przejęcie i stres zapomniałam podziękować wszystkim, którzy wspierają mnie na duchu i doradzają. Bardzo mi pomogliście!