Kiedys byl taki watek - nasze koty jak do nas trafily... jak zwykle wyszukiwarka odmawia wspolpracy
To, zeby bylo chronologicznie napisze jak to bylo z Przytulka - nasza pierworodna corcia
3 wrzesnia 2005 pojechalismy z TZ-tem na slub jego kolegi do Ostrody - rodzice TZ-ta mieszkaja pod Ostroda. Tam tez spedzilismy cala sobote, po obiedzie wyszlismy na kawe do ogrodu, patrzymy a truskawek leci na nas mala kocia krowka - natychmiast zaczela mruczec, a pozniej polozyla sie w nogach jak piesek. Jako, ze ja zawsze mialam slabosc do kotow, do rodzicow kiedys przytargalam jednego (chociaz zawsze mielismy psy) - ktory zyje po dzis dzien i ma sie dobrze, ale zawsze warunki nie sprzyjaly, zeby w Gdansku miec kota, bo to najpierw akademik, potem wynajmowane mieszkanie i wyrazny sprzeciw ex'a.
Tym razem zaczelam pytac skad ten kot - okazalo sie, ze przychodzi od tygodnia jakos, wszystkie dzieci sie z nim bawia, ale oczywiscie go nie karmia
Decyzja byla szybka - pojechalismy do Ostrody po wyprawke - kuwete, transporterek, szeleczki, zabawki, jedzenie. Wrocilismy, kot byl, do domu jednak wziac go nie moglismy, bo rodzice... ale zapewnili nas, ze przychodzi codziennie, wiec z niedziele rano na 100% bedzie i wtedy go mozemy zabrac do Gdanska.
Poszlismy na to wesele, ale caly czas myslelismy o kocie, w koncu po 12-tej TZ stwierdzil, ze jest zimna noc i jedziemy szukac kota, bierzemy go do domu, a jak rodzice cos beda mowic, to od razu sie zabieramy i wyjezdzamy do Gdanska.
Przyjechalismy, szukamy, kiciamy, nic - kamien w wode. Pomyslelismy, ze pewnie spi gdzie w garazu jakims czy szopie no i decyzja, ze od rana zaczynamy szukac.
A tu tymczasem rano tez nigdzie nie bylo kota, ani w poludnie, ani popoludniu, chodzilismy i szukalismy w calej okolicy, tata TZ-ta zatrudnil okoliczne dzieciaki obiecujac kazdemu po 20zl nagrody
Nie znalezlismy, wiec wieczorem musielismy pojechac, bo praca... rodzice obiecali, ze jak tylko zobacza, to wezma do domu i zadzwonia, a my wtedy przyjedziemy.
W poniedzialek o 6-tej rano telefon - kot jest! W pracy siedzielismy jak na szpilkach i zaraz o 16-tej pojechalismy. Przytulka (bo tak ja nazwalismy) bardzo spokojnie zniosla podroz, wogole nie miauczala. Ja wzielam wtedy tydzien urlopu, zeby z nia byc jak bedzie sie oswajac z domkiem.
Pamietam, ze chcialam 2 tygodnie, ale szefowa wolala tydzien
Kilka dni pozniej zarejestrowalam sie na forum i przepadlam
Ciag dalszy nastapi