Wiem, wiem nasz wątek podupadł. Ale mam taki młyn w pracy, do tego sama się pochorowałam

Nie mam kiedy i nie mam siły siąść do kompa.
Toffik wciąż warczy, syczy i prycha. Przy każdej okazji chce Małą pacnąć łapą. Matylda od niedzieli wciąż ma katar i jest słaba, nawet nie chce się jej bronić przed nim. A on z chęcią by to wykorzystał
Po krótkim wczorajszym szkoleniu, dziś już sama robiłam jej zastrzyk z antybiotyku, od dziś też znowu dostaje scanomune. Mam nadzieję, że szybko odzyska siły.
To tak w wielkim skrócie telegraficznym, więcej napiszę jak tylko będę w stanie
Powiem Wam tylko, że nie byłam zupełnie przygotowana psychicznie na chorującego kota. Z Toffikiem jako tako nie było raczej problemów zdrowotnych. Matyldę pokochałam tak mocno, że czasem patrzę na nią i doszukuję się rzeczy których nie ma i wtedy serce staje mi w klacie... tak bardzo się boję, że z mojej niewiedzy czy niedopatrzenia coś by się mogło jej stać... ehhh... dobranoc...