Dzięki za słowa otuchy, potrzebuję ich, bo to moje pierwsze dokocenie
Noc przebiegła względnie spokojnie, chociaż Balbina chyba mało spała, ja zresztą też, bo poszłam o czwartej do Małej, trochę ją potulić ( śpi sama w livingu). Mała mruczała, ugniatała i podgryzała
Balbina z rana była baaardzo biedna. Stres dał jej nieźle w kość, przyblokowało ją z siusianiem, no i jeszcze się od piątku nie załatwiła konkretnie. Dziewczyny miały kilka pyskówek, z coraz bliższej odległości, bo Pikaśka zaczęła łazić po mieszkaniu.
W końcu biedna Balbi coś tam zjadła mi z ręki, popiła i władowała się pod kołdrę. Spała dobre kilka godzin i widać, że potrzebowała bardzo tego snu.
Koło piątej nastąpiło spotkanie na szczycie. W kuchni. Nawet przez chwilę jadły obok siebie, ale Balbi nie wytrzymała nerwowo i uciekła.
Trochę mam problem z tyjej jedzeniem, bo Pikaśka przybiega, próbuje wsadzać jej nos do miski, a tego Jej Wysokość nie zdzierża. NIe bardzo wiem, jak to rozwiązać, bo w kuchni nie ma drzwi, nie mogę jej zamknąć. Pikaśka to niezły żarłok, ciągle wyżera Balbinie suche, a przecież dostaje częściej papu. Za to Balbina to typ, kóry w stresie nie jada. Czy ktoś ma pomysł, jak to zorganizować? Zostawić na żywioł?
Teraz trwa coś, co być może doprowadzi do ostateczniej konfrontacji. Wyszłam na trochę, jak wrócicła, to Balbi siedziała na klopie, a Pikaśka podbiegła do niej najeżona. Ale się rozlazło po kościach. Pół godziny temu Pi zaczęła się bawić i wydawało się, że Balbina to podchwyciła. Skakała na wyprostowwanych łapach, tak typowo zabawowo, uciekała tak, jak to robi ła gdy bawiłyśmy się w berka, nawet parę razy podbiegła do Małej z ogonkiem zadartym, ale w ostatniej chwili zmieniała zdanie i warczała. Teraz mała próbuje bawić się sama, Balbi obserwuje. No i teraz to wygląda już mniej fajnie, bo co i rusz jest potworna pyskówka. Przed chwilą Balbi doskoczyła do Małej, syczały obie niczym jakies pomioty piekielne, były naprawdę blisko siebie (jakieś 20 cm!) , no ale do mordobicia nie doszło.
Mimo to nie będe ich izolować zamkniętymi drzwiami, ani w nocy, ani jutro, chociaż idę do pracy na cały dzień. Chyba nie warto już tego robić, nie chcę zmarnować tego, że one dzisiaj jakoś się mijają. Zwłaszcza, że Balbina zaczyna wychodzić z podziemia (właśnie wlazła mi na biurko, alleluja! to pierwszy raz od przybycia Małej jest taka odważna). Ten pokój to ważne miejsce w naszym domu, tu jest fotel, tu jest wyjście na balkon.
Ja się mają potłuc, to trudno. I tak nic na to nie poradzę. Nie ułożę im stosunków dyplomatycznych, muszą to same załatwić między sobą. A wydaje mi się, że pierwszy impas został przełamany. Teraz twarde negocjacje
