Już przyszli. O 19 zjedli podwieczorek. O 20 kolację. Wystawiłem na zewnątrz kolację dla Mamy - też się poczęstowali. 21:35 - "łup" kocią klapką w drzwi. Wchodzi Brat. Uchylam klapkę - wchodzi Pasio. Jesteśmy głodni! Zjedli i już ułożyli się w mojej pościeli.
Dzień dobry, jak miło rano zajrzeć, jesteście! W nocy ryczały i to jak ! W górach wychodzi słońce i pewnie grzyby, ale my powoli zbieramy się do drogi powrotnej. Koty czekają! Jutro już normalny dzień pracy, będę musiała zdyscyplinować stado, które zapewne Wojtek rozpuścił całkowicie. Tak najłatwiej, a potem wsiąść do pociągu i good bye!
Wrócili o 04:40. Z pretensjami, że nic dzisiaj nie jedli. Nakarmiłem. O ósmej śniadanie, na które przyszła także Mama. A jeśli chodzi o rozpuszczanie kotów, to dzika Mama łaskawie zjadła Gourmeta z wołowiną.