Hera wróciła na Olimp.
Od 10 lat miała podwyższone parametry nerkowe. Przez prawie 9 lat udawało się utrzymywać je na rozsądnym poziomie.
1,5 roku temu stwierdzono u niej atrofię nerek. Od tamtej pory codziennie podawałem jej różne medykamenty i dostawała kroplówki, początkowo codziennie, potem dwa razy w tygodniu. Jadła już tylko dzięki mirtagenowi.
Przez te 1,5 roku mieliśmy swoje drobne sukcesy: zimą przybrała nieco na wadze, zdarzały jej się "głupawki" jak małemu kociakowi, od wiosny parametry nerkowe stopniowo poprawiały się, by 29 lipca osiągnąć tegoroczne minimum (oczywiście zawsze powyżej normy).
A 3 tygodnie później poszybowały pod sufit. Przestała jeść, nie pomagał już wspomagacz apetytu. Dwa tygodnie codziennych kroplówek i odżywiania dożylnego przyniosły częściowe obniżenie poziomu mocznika (ale nie na tyle żeby przywrócić apetyt) i dalszy wzrost kreatyniny. Fosfor grubo powyżej normy (a przez całe życie ładnie utrzymywał się w granicach normy). Neuropatia mocznicowa, a sądząc po objawach także owrzodzenie przewodu pokarmowego.
Wewnątrz sromu rósł jej jakiś guzek, który powinien być poddany biopsji, ale w jej stanie narkoza była nie do przyjęcia.
Gdy zaczął się ten kryzys powiedziałem naszej pani doktor, że nie chcę leczyć Hery za wszelką cenę. Półtora roku codziennych zabiegów i kroplówek co najmniej dwa razy w tygodniu to dla niej dość udręczenia.
Dzisiaj, po kolejnym badaniu krwi i moczu, było już jasne, że cudu nie będzie. Zdecydowałem, że już dość męczenia Hery.
Odeszła trzymając główkę na mojej dłoni.
Miała 16 lat i 2 miesiące.
