Ja na momencik tylko w przerwie między podsypianiem

Z okazji ,że obudzono mnie dziś o nieludzkiej porze czyli 7.30 od 15 podsypiam co chwila

Dopóki panyrobole były i robiły twardo kiwałam się na kuchennym krześle jak Żyd na kuczkach, udając nader starannie,że niby skąd ja nie śpię na stole, długopis mi upadł na podłogę, pod stołem leży pluszowa wiewiórka Maszeńki więc muszę ją podnieść i tak dalej. Pany robole zrobiły i pojechały ja poszłam do pokoju z twardym zamiarem posprzątania na glanc, usiadłam na łóżku, Masza się przytuliła i bęc, nagle mi telefon dzwoni...Ustawiłam przypominajkę na 17 bo o tej porze miałam podać małej antybiotyk. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam... Ale jeśli do tej pory robiłam sobie nadzieję,że jestem normalna lub ewentualnie ktoś takie złudzenia miał to niniejszym dziś wyprowadziłam go z błędu. W skrócie: Panyrobole latają po domu noszą jakieś ociepliny, rurki śmurki nyple czy inne knyple oraz kolanka a ja siedzę w łazience na dole, przy otwartych na oścież drzwiach. A konkretnie klęczę przy sedesie i czułymi słowy zaklinam Maszeńkę która z wielce zdegustowaną miną grzebie w kuwecie. Brzmiało to mniej więcej tak: "Chodź Maszeńka zrób siusiu dla mamusi no zrób, mamusia się tak ucieszy wiesz? Ty gwiazdeczko moja malutka mamusia wie,że chcesz siusiu nie krępuj się, zobacz mamusia też siedzi na kibelku tylko ty na swoim mamusia na swoim, chodź, zrobimy siusiu razem, mamusia też zrobi siusiu." A w tym czasie panrobol przechodził przez kuchnię.... Usłyszałam dźwięk jaki wydaje szczególnie mocno zatkane kolanko pod wanną. Tak jakby panrobol się zassał. A chwilkę potem z piwnicy dobiegły dźwięki jednoznacznie wskazujące,że pozostała część ekipy jest naprawdę bardzo ale to bardzo mocno zakłaczona i próbują właśnie z siebie wykrztusić coś co prawdopodobnie jest nosorożcem włochatym... Tak. Wiem. Wiem jak to zabrzmiało. Ale co ja będę ekipie roboli tłumaczyć,że dostaję spazmów za każdym razem jak mój kot idzie do łazienki i z zapartym tchem słucham, czy malutka trzeszczy czy siusia, bo to w tej chwili najważniejsze... Po drugim dzisiejszym siusianiu dzwoniłam do Małżonka z radosnym okrzykiem "siusiała siusiała już drugi raz dzisiaj siusiała moja gwiazdeczka maleńka wiesz kochanie jaka jestem szczęśliwa?!" Szczerze mówiąc bardziej mnie cieszył poranny południowy popołudniowy i wieczorny ( przed mniej więcej godziną ) sik Maszeńki niż pierwszy samodzielny sik mojego syna na nocnik. Jakaś dziwna jestem chyba... No, ale mój syn nigdy z tymi sprawami problemów nie miał.... A że jestem powiedzmy mało normalna? No cóż, ponoć normalnych ludzi na świecie nie ma, są jedynie źle zdiagnozowani...
