A przycupnęliśmy pod mokrymi krzakami, jakoś tak zimno
U nas spokojnie, aczkolwiek z drobnymi zawirowaniami. Cośka zaczęła parę tygodni temu łysieć troszkę na karku w okolicach nadogonka, jak podwiało to jakiś taki placek bardziej łysy się pokazywał.
To my w te pędy do weta, oczyszczono gruczoły okołoodbytowe, a jakby nie to, to może by tak zeskrobinę pobrać

Tu zamarłam i postanowiłam przeczekać, bo co tu skrobać, jak ciałko gładziutkie, ja się nie znam, ale się wystraszyłam. I patrzę wczoraj, a tu takie jakby przełysienia na pyszczku z jednej strony, pędem do lecznicy, ale okazało się, że to żadne takie, tylko coś ja może użarło w ogrodzie, a tam na tylnych pleckach to nowe futerko porasta. Pełna kompromitacja. Ogon pod siebie zawinęłam i do domu. Zawsze w lecznicy dostajemy w nagrodę dla kota próbkę jakiegoś suchego żarełka leczniczego, i tym razem też, urinary coś tam, moje uwielbiają na próbę cokolwiek by to nie było.
No i w domu rzuciły się wszystkie na te chrupki, a najbardziej Micio, który chciał zjeść szybko i wszystko i wszystkim. No i się zakrztusił z tej łapczywości, język wywalił, krztusił się, rzęził, ale jakoś poszło.
Popchał czymś mokrym, zjadł kolację, wyszedł, przyszedł, przyszedł, wyszedł, poszedł spać i.....objawił się późnym wieczorem z pół otwartym pysiem, zaśliniony, wypłoszony, no nie mój kot
I tak do rana....Oczywiście wszystko pozamykane, ostatecznie pojechaliśmy do Niedzielskich. I nie wiadomo. Brzuch obmacany, gorączki nie ma, nadżerek w pysiu nie ma, anginy nie ma.
Dostał zastrzyk przeciwbólowy i przeciwzapalny, bo może sobie tymi chrupkami uszkodził ząb, albo dziąsło, albo to początek KK. Jest wieczór, wszystko przeszło. Wyszedł. Obserwujemy, jutro powtórka, ale mam w syropku. Będzie dobrze, tak trzeba myśleć.
Właśnie przyszedł. Głodny
Idę karmić
