No to piszę dalej
25 marca urodził się u mnie kolejny miot. Koci żeby nie było wątpliwości

Czekałam od piątku bo termin porodu był tylk przybliżony. Vanilka gruba jak beka. Oczywiście wybrała najgorszy możliwy dzień gdy TZet był do wieczora w pracy bez możliwości wyrwania się. Zniosłam więc porodówkę do salonu, dzieciom zapodałam bajki i rodziłyśmy.
Pierwsza dość długo wychodziła liliowa tri. No ale wyszła, zmęczona ale żywa i oddychająca. Po chwili rudy bikolor. Trochę przerwy i drugi rudy bikolor (wzdech, może by starczyło tych rudych??). W przerwie podałam dzieciom obiad i mogłyśmy rodzić dalej

Zalany lilak, dokładnie jak przy poprzednim porodzie po dwóch dwóch rudych. Poprzednim razem był martwy, tym razem udało mi się odratować

Ale się cieszyłam! Trochę przerwy i znów parte. I nic. I nic. I nic. W końcu wezwałam wetkę i mamę do dzieci. Wetka stwierdziła wysoko pod żebrami jeszcze jednego kociaka, żywego. Domowa perswazja nic nie dała, poo dojechaniu mamy pojechałam z Vanilką na cesarkę. Wydobyto szybko i sprawnie liliową bikolorkę. Największego w miocie kluska. Tez była zalana, ale zaczęła sama oddychać. Niestety to tyle. Do domu pojechałam z oddychającą szmatką. Grzałam, masowałam, po kilku godzinach zaczęła w proteście cofać masowane tylne łapki. Po kilkunastu tylne, przednie i marszczyć pyszczek. Niestety poza tym leżała jak szmatka, czasem drgnął przekrzywiony łepek. Vanilka cały czas zabierała córkę spod lampki do siebie i kociaków. Żyła niecałą dobę, po prostu przestała oddychać. Wygląda na to, że miała porażenie mózgowe spowodowane niedotlenieniem, tak to wyglądało. Piszę tyle o niej bo tak mi ŻAL. Chciałam liliową bikolorkę w tym miocie, była na liście życzeń. Jako i wszelkie odmiany czekolad, których nie ma. Przewrotność losu

Była największa, wielka głowa, fajna biel. WZDECH.
Tu jeszcze walczyłyśmy

to z pierwszej doby

Na pocieszenie chyba okazało się, że lilaczka jest szylkretką

Cały czas się wpatruję w te przybrudzenia na futrze, bo nie ma kremowych skarpet, nie ma mazia na pyszczku, jest tylko taka pomazana gdzieniegdzie. A liliowa szylkrecia też była na mojej liście życzeń
