Dla mnie zima to katorga. Dojeżdżam na uczelnię komunikacją miejską z przesiadką, na którą czekam 5-20 minut, w zależności od pory dnia. Od domu na pierwszy przystanek mam 10 minut. To niby niedużo, ale mieszkam na uboczu, gdzie NIKT PRZEZ CAŁĄ ZIMĘ ani razu nie odśnieżył ulicy! Jeżdżą tylko i sypią solą, samochody zamieniają śnieg z solą w brunatną, mokrą papkę pokrywającą równomiernie całą ulicę na jakieś 5cm. W te 10 minut marszu (oczywiście chodnika nie ma, jest tylko fragment, którego się w ogóle ani nie sypie, ani nie odśnieża, chyba że ktoś z mieszkańców się już zlituje i odśnieży) mam buty kompletnie przesiąknięte tą breją i do tego całe białe od soli. Także moje wychodzenie rano to cały rytuał z nakładaniem na buty past, olejków i impregnatów, a i tak są przemoczone. Tak na dobry początek dnia!
Ja w zimie lubię tylko widoki zza okna. Są przepiękne, kiedy lekko prószy śnieg, a wszystko jest pokryte delikatnym białym puszkiem. Jak mam wyjść - trzeba mnie siłą wywlec z domu. Po powrocie siedzę resztę dnia pod kołdrą w łóżku i wyłażę tylko po kolejny kubek czegoś gorącego. Brrrr. Też bym chciała spać do wiosny

Poza tym, serio zdarzyło mi się kiedyś mieć na sobie trzy swetry. Jeden cienki pod spodem, trochę grubszy na wierzch i do tego gruby rozpinany na guziki. A na to puchowa kurtka, która przez nadmiar swetrów się ledwo dopięła xD no i dwie pary skarpetek albo jedne takie "pusiate" to norma. I często jakieś rajstopy pod spód. Ja się muszę przenieść gdzieś, gdzie jest cały rok ciepło, bo nawet lekki chłód powoduje, że się ubieram jak Eskimos.
Plus jest taki, że potem na wiosnę wszyscy mi mówią "Łał! Ale schudłaś!"
