Odkąd problem z siusianiem okazał się rozwiązany <odpukuje w niemalowane drewno>, zaczął się problem z... jak to się fachowo mówi? Nadmierną wokalizacją kota

Wokalizacja ta jest o tyle niepokojąca, że rozpoczyna się między 4:00 a 5:00 rano i przypomina obdzieranie kota ze skóry, podczas gdy kot spokojnie siedzi i z premedytacją wpatruje się we właściciela. W końcowym stadium wkurzenia kota z braku reakcji otoczenia na to miaukolenie, następuje wydawanie dźwięków podobnych do szczekania. Kot nie chodzi już wówczas po całym mieszkaniu, tylko siada przy głowie właściciela i bardzo dokuczliwie hałasuje mu przy uchu. Żeby zwiększyć intensywność doznań, miauczeniu towarzyszy dokuczliwie gryzienie - w pachę, w nos oraz w brzuch. Dodatkowo, kot zirytowany brakiem reakcji, z zimnym wyrachowaniem usiadł dzisiaj na parapecie i zauważywszy za szafą rulony kartonów, pacał w nie łapą z całej siły powodując szeleszczenie i hałas
Byłam już dziś na nią tak wściekła, że pokrzyczałam ją nad ranem. Chodzę z oczami na zapałkach, już któryś dzień z rzędu. W dzień jest to samo, chodzi, marudzi, miaukoli, choć nic się jej nie dzieje. Już mam po prostu dość tego i nie wytrzymuję nerwowo

Tosia żąda uwagi 24/h na dobę a ja nie mam na to czasu! Bawię się z nią kilka razy dziennie, miziamy się i przytulamy, mówię do niej dużo, daję pyszne jedzonko a to wszystko dla niej za mało. Chodzi za mną krok w krok, nie mam wolnej chwili do Tosi. Jest jak dziecko, którym stale trzeba się zajmować.
Nie wiem co z tym zrobić, bo o ile od pewnego czasu nad ranem domagała sie towarzystwa, o tyle od kilku dni jest to tak intensywne, że w dzień trzeba odsypiać
