PHILO - jeszcze wróci !!! A teraz dla forumowych dzieci :)

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw sie 02, 2007 4:38 PHILO - jeszcze wróci !!! A teraz dla forumowych dzieci :)

Home, sweet home

Pani Dorota okazała się dokładnie taka, jak oczekiwałem. Po pierwsze nigdy nie nazywała ani mnie, ani Dextera „koteczkiem” ani nie ingerowała w nasze małe spory...Bo, trzeba wam wiedzieć z Tetrykiem łączyła mnie zarówno przyjazń jak i szczera nienawiść, która objawiała się przy gwałtownych zmianach pogody. W czasie naszej miejskiej odysei byliśmy tak pochłonięci poszukiwaniami, że nie zwróciłem najmniejszej uwagi na to, że Tetryk był metereopatą , ale, jeśli przy skokach ciśnienia, porannych mgłach i ostatnich burzach tego lata nie wchodziło mu się w drogę – wszystko było w porządku.
Szedłem wówczas na ukochany fotel, zwijałem się kłębek i oddawałem wspomnieniom...
Po drugie – Pani Dorota stanowczo odmówiła wprowadzenia się do pokoju Babci i wszystkie swoje matematyczne książki, kartonowe pudelka pełne sudoku , roczników Delty oraz Phisical Review ustawiła na półkach w dawnym pokoju gościnnym. Nie nalegała również na usunięcie ze ści8any portretu babci, za to sama własnoręcznie powiesiła obok niego portret mężczyzny o surowej, prawie ascetycznej twarzy.
- To jest nieboszczyk – powiedziała drapiąc mnie za uchem. – W ten sposób będą sobie wisieć obydwoje i nie trzeba będzie mówić jednemu, co powiedziało się w obecności drugiego.
Według mnie było to całkiem sensowne, z czym również bez zastrzeżeń zgodził się Dexter.
Po trzecie – pani Dorota ustawiła nasze miski w dwu różnych kątach kuchni, tak, że Tetryk nie mógł zaglądać do mojej miski, jego miska zaś, prawdę powiedziawszy, nigdy mnie nie interesował.
Pani Dorota nie miała również żadnych uprzedzeń co do obecności Rogera w pokoju Wnuka. Roger, szkielet jaki Wnuk ustawił w swoim pokoju był przyczyną niekończącej się wojny z ciotkami ,które nijak nie mogły pojąć, że dla studenta medycyny była to pomoc naukowa o ile nie niezbędna, to bardzo efektowna...
Pani Dorota zdawała się rozumieć wszelkie przyczyny, dla których Roger pomieszkiwał razem z Wnukiem, i bywało, że zakładała na jego głowę swój słomiany kapelusz, co nadawało Rogerowi wygląd z lekka filuterny. Natomiast stanowczo zakazała Dexterowi używania nóg Rogera jako wyrafinowanego drapaka i w takiej sytuacji odsyłała go do starego krzesła w przedpokoju...
Rzecz jasna, pani Dorota miała swoje minusy – ustawicznie opróżniała popielniczkę na biurku Dziadka, nalegała, aby systematycznie łykał całe garście kolorowych tabletek i gdy przychodził doktor Zygmunt bacznym okiem obserwowała lśniący brzuszek karafki, nie wiedząc o tym, że w nodze od stolika, na którym Dziadek stawiał szachownicę, ukryta była nieduża piersiówka z wiśniowym likierem...
W niedługim czasie udało mi się przekonać Dziadka do spacerów na przystań i wszyscy razem odwiedzaliśmy Alex i Smarkacza.
W takie popołudnia na przystani pojawiał się również ojciec rybaka i bywało, że pani Dorota wyciągała z torebki eleganckie pudełeczko z kartami i we czwórkę grali w jakąś skomplikowaną grę.
A wtedy szedłem na mały spacer w stronę pomostu po piasku, ubitym przez fale.
Czasami towarzyszył mi Dexter i wtedy spacerek nabierał zupełnie innego klimatu. Zamiast skoncentrować się na morzu – mlaskaniu fal, białej pianie osiadającej na piasku, na ptaszyskach, które na nasz widok odskakiwały na sztywnych nogach Dexter kroczył z zadartą głową i napuszonym ogonem tak, jakby z każdego plażowego kosza błyskały flesze aparatów.
Od czasu sezonu ogórkowego zupełnie zwariował na punkcie popularności i kilka razy udało mu się trafić na okładki jakichś kolorowych magazynów.
Na dodatek otrzymał parę najprawdziwszych listów od czytelników , a pani Dorota odczytała je głośno zaraz po obiedzie.
Dexter wysłuchał wszystkich pytań, zachwytów i komplementów, po czym ziewnął szeroko i ułożył się na parapecie wygrzanym przez słoneczne promienie.
- Zupełnie niepotrzebnie rezygnujesz z kariery medialnej – powiedział pewnego razu.- Nie codziennie koty robią takie rzeczy...
Ale mi było naprawdę wszystko jedno. Tak jak chciałem, odnalazłem Dziadka, wyeliminowałem z gry Ciotki i z powrotem znalazłem się w ukochanym domu.
Dextera nie przekonywały wyjaśnienia dotyczące stoików , więc dałem sobie spokój z przekonywaniem go.
W zamian oddałem się smakowaniu nowego etapu życia w myśl cytowanej coraz częściej przez Dziadka zasady carpe diem.
Rzecz jasna Tetryk w przypływie dobrego humoru przetłumaczył owo porzekadło na „ chwytaj karpia”, co, jego zdaniem równie dobrze odzwierciedlało istotę rzeczy, jako, że rybki wszelkiego rodzaju Dexter zaliczał do jednych z najprzyjemniejszych rzeczy w życiu.
Ja zaś, mimo, że ceniłem sobie rybki, miałem również wiele innych, sprawiających mi przyjemność drobiazgów- okazało się, że pani Dorota oprócz gry w brydża całkiem niezle gra w szachy i potrafi w milczeniu patrzeć w okno, za którym wieczorny wiatr przesuwał ku morzu kolorowe chmury.
Ciotki – podczas nielicznych bytności w domu Dziadka potrafiły zatruć swoim paplaniem każdą minutę więc, podobnie jak Dziadek musiałem nauczyć się wyłączać, choć, rzecz jasna ode mnie nikt nie wymagał ciągłego potakiwania i brania udziału w dyskusji.
Zmienił się również nasz jadłospis...choć jedzenie nie grało głównej roli w moim życiu , to jednak z prawdziwą przyjemnością znajdowałem na swojej miseczce gotowanego kurczaka z ryżem i świeże, leciutko sparzone wątróbki.
Rozkoszowałem się tą atmosferą domowego ciepła i słodkiego spokoju dotąd, dokąd pewnej nocy wiatr od morza silniej nie uderzył w okiennice.]
Drewno zaskrzypiało, a przez szparę do gabinetu, gdzie spałem wślizgnął się chłodny, pachnący solą, niepokojący powiew.
Lekki podmuch pogładził sierść na moim karku i zrzucił z biurka kilka kartek.
Wstałem, przeciągnąłem się i wskoczyłem na parapet. Przez szparę w okiennicy zauważyłem, jak poruszają się na wietrze czubki brzóz i modrzewi otaczających dom Dziadka.
Poczułem na plecach czyjś pytający wzrok. Odwróciłem głowę i spojrzałem prosto w świecące żółtym blaskiem oczy Dextera.
- Ależ dmucha – powiedział i jednym susem znalazł się tuż obok mnie.
Przypomniałem sobie sztormową noc na morzu i poczułem, jak miły dreszcz pełznie po moim grzbiecie.
Zeskoczyłem na podłogę i najciszej jak się dało pobiegliśmy do kuchni, gdzie jedna z okiennic nie domykała się i teraz trzepotała na wietrze jak skrzydło wielkiego ptaka.
Spojrzałem w niebo. Ogromna, blado niebieska tarcza księżyca co rusz znikała za pędzącymi po niebie chmurami, aby za chwilę błysnąć jak wielkie, tajemnicze oko.
- Spójrz – syknął nagle Dexter i chwycił mnie zębami za ucho. – Tam, przy murze...
Po trawniku sunęła przygarbiona postać, najwyrazniej czegoś poszukując. Na sąsiedniej parceli zaszczekał pies.
- Na dach – zakomenderowałem. Minęliśmy pokój Wnuka, skąd przez uchylone drzwi spoglądał pustymi oczyma Roger i zatrzymaliśmy się tuż pod schodkami prowadzącymi na strych.
- A co tu się dzieje ? – za naszymi plecami rozległ się głos pani Doroty. Oświetlona bladym światłem księżyca, w długiej białej nocnej koszuli wyglądała jak duch z ilustracji w książkach dla dzieci.
Dexter momentalnie z dzielnego poszukiwacza przygód zamienił się w jowialnego domowego sybarytę. Wykręcił koślawą ósemkę dokoła nóg swej pani i śpiewnie zamruczał.
Pani Dorota przysiadła na schodach i podrapała Tetryka pod brodą.
- W taką noc – powiedziała – stare, drewniane domy ożywają. Jeszcze nie zdążyłam się do tego przyzwyczaić.
Zegar w gabinecie powoli, majestatycznie wybił północ, a z daleka odezwał się basowy ton zegara na miejskim ratuszu.
Na redzie zajęczał statek.
- No, panowie – powiedziała pani Dorota – proszę do spania. Jeżeli będziecie tak tłuc się przez całą noc nie macie co liczyć na śniadanie podane w porę.
Wyskoczyłem na parapet malutkiego okienka na półpiętrze i oparłem się łapami o szybę.
Pani Dorota stanęła obok i razem ze mną wyjrzała w ciemność.
- Tak, tak – rzekła.- W taką noc można naprawdę uwierzyć w duchy.
Uliczne lampy, których blask sączył się przez potargane gałęzie brzóz zamigotały i zgasły.
- Jeżeli chcecie – pani Dorota otworzyła drzwi do sypialni – możecie przespać się tutaj.
Nie wiem dlaczego – być może przez wzmagający się za ścianą wiatr, a może z powodu tajemniczej postaci, która niepostrzeżenie znikła w mroku – chętnie skorzystaliśmy z tej propozycji. Kołdra na łóżku była ciepła i miękka, szczelnie zamknięte okiennice nie skrzypiały, a ciche pochrapywanie Dziadka przypomniało nam, że jesteśmy w najbezpieczniejszym miejscu na świecie.
Ostatnio edytowano Czw sie 30, 2007 7:01 przez caty, łącznie edytowano 28 razy
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw sie 02, 2007 5:15

:piwa:

Czekam na więcej :twisted:

Patrycja26

 
Posty: 721
Od: Nie paź 08, 2006 16:50

Post » Czw sie 02, 2007 5:36

Dziękuję :D
Obrazek
tornado w Alabamie;P

Blond Tornado

 
Posty: 5322
Od: Pon cze 13, 2005 1:29
Lokalizacja: Poznań/ Birmingham

Post » Czw sie 02, 2007 6:18

Dziękuję ! :D
ObrazekObrazekObrazek

bez44

 
Posty: 1178
Od: Wto sty 02, 2007 11:49
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw sie 02, 2007 6:25

:1luvu:

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Czw sie 02, 2007 7:37

Dzieki za powrót Philo :)

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw sie 02, 2007 8:22

caty :spin2:

ewa74

 
Posty: 3570
Od: Pt paź 06, 2006 10:05
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw sie 02, 2007 8:28

caty: :1luvu:
ObrazekObrazek Obrazek

Adrianapl

 
Posty: 10742
Od: Śro kwi 18, 2007 7:41
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw sie 02, 2007 8:31

:love:

B-dur

Avatar użytkownika
 
Posty: 3892
Od: Nie paź 02, 2005 11:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw sie 02, 2007 9:05

Caty, tak bardzo się cieszę, że Philo nadal jest z nami...Dziękuję Ci :!:

Joy

 
Posty: 604
Od: Wto wrz 12, 2006 9:31
Lokalizacja: Piaseczno

Post » Czw sie 02, 2007 9:40

Caty :flowerkitty: Nadal jestem Twoją wdzięczną wierną fanką.
Obrazek

graszka-gn

Avatar użytkownika
 
Posty: 3964
Od: Wto maja 29, 2007 19:04

Post » Czw sie 02, 2007 9:42

o mam następny wątek, zeby sobie w nim robic zaległości w czytaniu...

cortunia

 
Posty: 1390
Od: Wto lis 07, 2006 17:36
Lokalizacja: Warszawa - Tarchomin wreszcie

Post » Czw sie 02, 2007 15:54

Mało brakowało a bym przegapiła nowy wątek.. :oops:
Caty dziękuje :1luvu:

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Czw sie 02, 2007 21:36

Fajnie jest być w domu takim swoim własnym :1luvu:
Obrazek
Obrazek
Jeszcze żaden nieśmiertelny bóg nie przeżył śmierci swoich wyznawców.
NAUKA O KLIMACIE.PL

genowefa

Avatar użytkownika
 
Posty: 18789
Od: Pon wrz 18, 2006 13:34
Lokalizacja: Warszawa-Ursus

Post » Pt sie 03, 2007 5:35

Lawina

Reszta nocy minęła spokojnie – spałem kamiennym snem i obudziłem się dokładnie w chwili, gdy w kuchni zabrzęczały nasze miski. Pani Dorota bowiem była osobą niesłychanie taktowną, której nie trzeba było przy pomocy wielu skomplikowanych prób tłumaczyć podstawowych rzeczy i wiedziała, że zanim ludzie zasiądą przy stole, koty musza otrzymać swoje porcje.
Zamruczałem na powitanie i zabrałem się za posiłek. Z góry schodził już Dziadek w towarzystwie Dextera, który jak na tak gwałtowną zmianę pogody humor miał zadziwiająco dobry. Co prawda mruknął cos na temat wątróbki, ale podejrzewam, że było to tylko dla zachowania formy.
Za oknem świeciło słońce, śpiewały ptaki, a po nocnej wichurze pozostało trochę obłamanych suchych gałązek rozrzuconych po całym trawniku.
Umyłem pysk i spojrzałem porozumiewawczo na Tetryka.
I za chwilę byliśmy już na parapecie, o który Wnuk, w trosce o nasze zreumatyzowane łapy, oparł długą sosnowa deskę. Doprawdy, nie mam pojęcia, dlaczego wnuk uparł się, że musimy koniecznie mieć reumatyzm, ale schodzenie po desce miało naprawdę wiele plusów. Po pierwsze nie spadało się natychmiast w mokrą od rosy lub deszczu trawę, a po drugie przy tej sposobności można było odrobinę stępić pazury.
Tak i tego poranka wyszedłszy przez uchylone okno poskrobaliśmy pracowicie pazurami o deskę i zbiegliśmy do ogrodu.
Trawa pod murem zdążyła już się podnieść i tylko unosił się nad nią znajomy zapach...
- Naftalina ? – pytająco niuchnął Dexter.
Wyskoczyłem na mur. Na murze czerniał ślad buta. Nie był to jednak rozczłapany pantofel żadnej z Ciotek : but musiał być sporych rozmiarów i niewątpliwie należał do mężczyzny.
Westchnąłem. Nauczony doświadczeniem byłem pewien, że nocna wichura i tajemniczy ślad za jedną małą chwilę staną się początkiem szeregu nieprzewidzianych zdarzeń i komplikacji i naprawdę nie trzeba było ani rachunku prawdopodobieństwa, ani zakrzywienia czasoprzestrzeni, bo lawina właśnie ruszyła..
Pojawiła się pod postacią Smarkacza, który lekko wyskoczył na mur i uprzejmie przywitał się z nami. Jego pyszczek pachniał poranną rybką tak intensywnie, że Dexterowi zaburczało w brzuchu..
- Kolejna sztormowa noc – powiedział Smarkacz.
- Upiorna noc – rzekł Dexter. – na dodatek mieliśmy w ogrodzie gościa.
Smarkacz uważnie obejrzał ślad, a potem długo wąchał trawę pod murem. Poruszył wąsami a potem mruknął :
- Chodzcie ze mną.
Kiedy zeskoczyłem na chodnik i poczułem zapach ulicy, parku i dalekiego morza od razu wstąpił we mnie duch poszukiwacza przygód. Czułem, że Smarkacz nie darmo prowadzi nas za sobą...
- Wpadnijmy na moment do parku – zaproponował Tetryk , wzorem Smarkacza spoglądając w niebo.
Uśmiechnąłem się pod nosem, bowiem jak na obiad było jeszcze za wcześnie, ale nie odezwałem się ani słowem. Przeszliśmy przez gąszcz paproci, przebiegliśmy przez kilka alejek zbliżając się do miejsca, gdzie o mały włos nie przerobiono mnie na przeciwreumatyczną skórkę. Byłem też prawie pewien, że przerazliwy zapach alkoholu bynajmniej nie należy do wspomnień z przeszłości, toteż wcale się nie zdziwiłem, gdy zobaczyłem na ławce znajomą postać.
Postać kiwała się na prawo i lewo, mrucząc pod nosem bardzo brzydkie słowa, a na mój widok zamrugała oczyma i wybełkotała :
- O, sierściuch...może ty wiesz, kto mi buty... – tu użyła słowa, którego jeszcze nigdy nie słyszałem, ale szybko domyśliłem się, że chodzi o kradzież...
Na wszelki wypadek ominęliśmy babsko szerokim łukiem, ale kiedy znalezliśmy się w bezpiecznej odległości Smarkacz przystanął i przez chwilę myślał bardzo intensywnie.
- Buty, buty, buty – powtórzył parę razy i ruszyliśmy w stronę przystani.
Przebiegliśmy obok grupki dzieciaków, które na pierwszy rzut oka wyglądały na fanów Dextera. Dexter na szczęście pochłonięty był myślą o tym, co czeka na przystani więc bezpiecznie wybiegliśmy na wydmy. Szelest suchych traw, słony zapach – za każdym razem, gdy zbliżałem się do przystani przez mój grzbiet przebiegało cos w rodzaju dreszczu. Tego dnia, do znanych mi zapachów dołączył, jak mi wyjaśnił Smarkacz – zapach smoły.
Rybak powoli przygotowywał kuter do zimowego odpoczynku, oglądał każdy centymetr kwadratowy i czule, tak, jakby to było żywe stworzenie, gładził burty łodzi.
Na pokładzie w słonecznej plamie leżała Alex. Na nasz widok odetchnęła z ulgą, wstała i naszym oczom, na zbielałych od morskiej wody deskach pokładu, ukazał się ślad buta.
Obeszliśmy go dokoła, obwąchaliśmy starannie – zapach był dokładnie ten sam, jaki towarzyszył śladowi na murze.
- Właśnie dlatego was wezwałem – powiedział Smarkacz. – Ktoś w nocy splądrował łódz i chodził wokół naszego domu.
Oddałem głos Dexterowi, który bardzo lubił wdawać się w najdrobniejsze szczegóły. Opisał więc upiorną noc, pełną trzasków , szumów i skrzypienia okiennic , aż Alex, nieco poirytowana przerwała mu.
- Na poezję przyjdzie czas potem – fuknęła. – Teraz do rzeczy.
- W nocy ktoś chodził po ogrodzie – Tetryk gładko przeszedł w niespodziewanie rzeczowy ton – i zostawił na murze ślad buta. Taki sam, jak ten tutaj.
- I o to chodziło – mruknęła Alex.- A teraz możesz powrócić do nocnych upiorów...
Kiedy Dexter skończył zapadła denerwująca cisza.
- Wygląda to bardzo tajemniczo – powiedział Smarkacz. – Chociaż mam przeczucie...
Urwał i oblizał różowy nos.
- Mam przeczucie, że i tym razem to robota ciotek.
- Jak to ? – wykrzyknęliśmy jednocześnie z Dexterem.
Smarkacz uśmiechnął się tajemniczo.
- Ślad pachniał...pachniał tymi białymi kulkami, prawda ?
- Naftalina – rzucił Dexter.
- No właśnie – podjęła Alex. – Ale nie zgadzają się buty.
Przed moimi oczyma mignął obraz staruchy w parku.
- Ależ zgadzają się ! – wykrzyknąłem. – Starucha w parku....rozumiesz ?
Dexter aż podskoczył z podniecenia.
- I to wyjaśniałoby zapach i rozmiar.
Ułożyłem się na wygrzanym słońcem pokładzie.
- Więc jednak ciotki – mruknęła Alex. – ale przecież spakowały kufry i futra...sprzedały dom...
Smarkacz otworzył pyszczek, aby cos powiedzieć, ale przerwało mu znajome ujadanie.
Brzegiem morza, rozchlapując na wszystkie strony krople wody biegł pies
- Słuchajcie ! – zaszczekał. – W nocy ktoś włamał się do „Kota filozofa” !!!
- Wygląda na to – powiedziała cichutko Alex, a jej zielone oczy roześmiały się wesoło – że kocię znowu próbowało złapać motyla...
Smarkacz zgrabnie wyskoczył na dach sterówki.
- Mam wrażenie, że nagły wyjazd Ciotek...Te kufry tak wielkie, żeby każdy je zauważył... To miało być albibi...
- Alibi – poprawił Dexter.
- Właśnie.
Pomyślałem, że gdy tylko skończy się kolejna przygoda – bo nie wątpiłem, że na takowa się zanosiło – na poważnie zajmę się edukacją Smarkacza.
Spojrzałem na słońce.
- Wracamy – rzuciłem w stronę Dextera. – Nie wolno nam budzić podejrzeń. A wy – spojrzałem na Alex, psa i Smarkacza – specjalne zebranie dzisiaj w nocy, w ogrodzie.
Wróciliśmy do domu w porę, bo pani Dorota rozglądała się po ogrodzie wyraznie wypatrując nas pomiędzy kwiatami.
- Starsi panowie dwaj – powiedziała uderzając w żeliwny dzwon zawieszony przy ganku. – Proszę na podwieczorek.
- Trzej – sprostował Dziadek wstając z leżaka i zamykając książkę.
- Trzej – uśmiechnęła się pani Dorota i wszyscy razem weszliśmy do domu.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Lifter i 54 gości