SK ty dychasz jeszcze w całości? czy też podzieliłaś się już? Wiedz,że kciuki za Was trzymam
Niestety Tami chora. TZ podjechał z nią do mnie do pracy na planowaną wizytę u weta. A dziecko ko zafaflunione, z oczkiem i nosikiem ropiejącym. Kluło się, kluło aż się wykluło. Podwyższona temperatura ,osłuchowo to głowa i krtań. W takiej a nie innej sytuacji małą dostała linco. Dziś na kontrolę.
Strasznie się zamartwiamy a mnie wręcz ścięło ze strachu. To że biega, je i tuli się nic nie znaczy. NIC!
Wetka opowiedziała nam o dziwacznej kalici jaka do niej ostatnio trafia wraz z kocińskimi. Paskuda zmutowała.
I tego się boję. Tami już tyle przeszła.
Po przyjeździe do domu dopytałam się TZ o Topnika. Facio wczoraj po zeżarciu mega śniadania zaległ był za wersalką gdzie powietrze od wiatraka zawracało. Ale TZ po pobudce po nocy też tam go zastał. Wywabiony Topnik raczył był wychłeptać potężna ilość śmietanki a potem był raczył jej wolność zwrócić. Oczywiście siedząc na blacie i mając w zasięgu obiciowe krzesła. Potem leżał jak betka , niemrawo przyglądając się ekipie sprzątającej. Po nospie uspokoiło się i zmienił pozycję z "boli mnie spasły brzuchol" na " niebu pokaże spasły brzuchol". Ale i tak dziś z nami jedzie do wetki mimo że na śniadanie się stawił i pożarł potężną ilość. Teraz leży na blacie kuchennym podejmując owocne starania pozostawienia jak najwięcej puchu w garach.
Misia nie je nadal sama. Na widok strzykaw jest mi nie dobrze. Uczuliłam się.
Małgoś, każda moja miana obuwia czy kurtki owocuje brakiem zainteresowania. Dopiero jak się odezwę to poznają ale też ostrożnie podchodzą. Jak wracam z pracy wysztafirowana na glanc i do nich zaglądam to mój mega publiczny wizerunek nie obchodzi koty. Nawet łbów nie podniosą. Jak przemówię to raczą rzucić zdziwione spojrzenie i dalej swoje robią.