No przeczytałam i nie wiem, czy się na coś przydam. Ja miałam dwa kociaki w klatce. Ty masz w bonusie matkę i podejrzewam, że ona ci robi krecią robotę;] Ale do rzeczy. Ja swoje dziki brałam głodem

Znaczy one były wiecznie głodne, więc to nie było trudne. Wpadłam na to, gdy wyciągnęłam Pijawkę z klatki, bo myślałam, że już się wystarczająco oswoił. Pijawka zdrapał mnie okrutnie i zwiał w jakiś kąt. Rzucałam mu chrupki, później zrobiłam ścieżkę chrupkową i kot z kąta wyszedł. Gdy się okazało, że chrupki są super, użyłam ich do "tresury" - rzucałam jednego w kierunku kota i kiciałam. Zwykle oba się takim chrupkiem interesowały, rzucałam następnego, kolejnego kładłam ręką blisko kota, następnego dawałam do pyska. Jeden jadł, drugi darł paszczę i był głaskany, a potem dostawał chrupka do paszczy i zmiana. Po dwóch dniach? przybiegały na kicianie;]
Druga rzecz: zabawa kulką na sznurku

Kulka ze sreberka po czekoladzie na długim, 3m sznurku. Klękałam po środku naszej kawalerki i turlałam piłkę jak najdalej i zaraz przeciągałam na drugi koniec pokoju, ale tak, żeby musiały przebiec blisko mnie. Jak się zziajały troszkę głaskałam, albo jak był któryś blisko, ale zaraz potem kontynuowaliśmy zabawę. Inna zabawa, też niestety na klęczkach

to ciągnięcie sznurka tuż przy nogach (po obwodzie, trzeba ręce zmieniać), koty lubią, jak coś znika;) Jak się wciągną, można przeciągnąć sznurek po udach, tak żeby musiał przebiec po człowieku. Można pogłaskać, gdy się czai przy udzie itp. Po kilku dniach mogłam stać i machać kulką na sznurku i wcale ich moja wielkość nie płoszyła. Ogólnie dobre są zabawy, w których można zmniejszać dystans.
Wydaje mi się, że skoro są z matką, to człowiek polegnie w zapewnianiu poczucia bezpieczeństwa. Lepiej jest, żeby się przekonały, że nie robimy niczego nieprzyjemnego. Nasze były już całkiem oswojone z domem, dawały się głaskać, jadły z ręki, a wciąż nie przepadały za braniem na ręce, zawsze na początku była chęć ucieczki, potem taka trochę rezygnacja, potem dopiero mruczenie. Dlatego postawiłam na zabawę i "karmienie", a oswajanie tak trochę zadziało się mimochodem. No i dobry patent: Teżet brał kota, a ode mnie dostawał chrupki do paszczy. Te chrupki i żarłoczność kociaków napędzały całe oswajanie niemal

A tu można poczytać i pooglądać:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=13&t=152997&start=15