Głownie piszę o Blusi bo to kociarstwo "trudne" jest ale nie myślcie dziewczyny ,że nie kocham malutkiej czarnutkiej z błyszczącym jak krecik czarnym futerkiem na grzbiecie.
Są take różne Bluśka ryczy jak strzyżowanie ropuchy ze starą szafą a Gryzdynka wydaje z siebie delikatniutkie cichutkie miiau.
Obie za to, leżąc w przejściu nie ruszą z doopskiem i muszę je albo tym balkonikiem przekraczać albo obchodzić dookoła.
No i wystarczy ,że tylko ruszę szczęką natychmiast jak duch pojawia się Gryzdynka i te wielkie błyszczące złoto bursztynowe oczka patrzą z wyrzutem - znowu sama jesz a ja???
Wiem,że nie wolno ale nie mam takiej siły charakteru aby te spojrzenie wytrzymać -daję

.
Tylko usiądę na kanapie albo się położę już jest i się mocno przytula.
Jak ja mogłam życ bez Gryzdynki ? W głowie się nie mieści.
Uczy się też bardzo szybko i tu mentorką jest Blusidło - już nie lubimy się czesać , mycie oczek to też żadna przyjeność a pazurki obcinałyśmy z Cairo do spółki.
Bo Gryzdynkę trzeba brać pod paszki i kłaść sobie całym kotem wzdłuż człowieka na brzuchu.
Od wczoraj ma lekki dystans do mnie bo poszły w ruch szczotki i grzebienie i bardzo dokładnie nie zważając na protesty wyczesałam Gryzine portki a z tym zawsze najtrudniej.
Kupilam właściwie dla niej ten zamknięty tor z piłeczką i tym bawi się najchętniej no i jeszcze jeśli się uda to goni Bluśora ale wtedy to już nie wiadomo kto goni a kto jest goniony Taka jest Gryzdynka