Wg wielu badań (gł. USA) wychodzi, że przy chorych nerkach zdecydowanie lepiej dawać wyłapywacze fosforu (czyli wapń - najlepszy oczywiście w postaci skorupek, ale dla zwolenników chemii są alusale i inne) niż obcinać kotu białko lub - o zgrozo - zastępować roślinnym, bo białko jest niezbędne np. do regeneracji krwi (eponefryna produkowana przez nadnercza pobudza szpik; bez EPO są obniżone czerwone krwinki, co łatwo prowadzi do niedotlenienia, a to powoduje wtórne uszkodzenia nerek); no i karmy mokre są zdecydowanie bardziej polecane; poza tym przy karmach nerkowych - co czytałam w wątku nerkowców - niezmiernie ważne jest, aby kot zjadał pełną porcję; jeśli chodzi o podawanie chudych kurczaków itp. - jeśli się nie doda tłuszczu, to nerki dostają nieźle, bo za dużo jest białka, a za mało tłuszczu. Tyle, że ważne jest dawanie odpowiedniej porcji a nie za dużej (nerki są projektowane na normalnego kota, a nie spasionego i przekarmianego). Od kumpeli kot z PNN po pół roku na karmie suchej nerkowej też wrócił do normy i już je zwykłą - wyniki drugi rok w normie. Różnie to bywa.
O tym, ile kotów nerkowych wyciągnął BARF sporo już czytałam. Warto przemyśleć. Tak samo jak - o czym czytałam na forach BARFowych - częstotliwość karmienia kota (nie 1-2, ale minimum 3-5 razy dziennie mniejszymi porcjami jak w naturze), o ile jest taka możliwość.
Ja myślę coraz bardziej o BARFie dla Magnolii (dokładniej to powstrzymuje mnie od niego brak dobrej jakości mięsa w pobliżu), bo Magnolcia ma "długie zęby" na gotowe karmy z podrobami (smakują jej tylko takie z samym mięsem i niektóre, gdzie podrobów mało); w BARF jest mało podrobów a dużo mięsa oraz żółtko - czyli źródła dobrze przyswajalnego białka; białko roślinne jest mało przyswajalne przez koty. Nawet - jak pisała kochamcię - u ludzi wyszło, że to nie białko jest problemem przy niesprawnych nerkach tylko kiepskiej jakości białko. Magnolia lubi mięso, mokre (z mało podrobów), a suche tylko naprawdę dobre i to mało; ma 5-6 lat, a wyniki idealne (łącznie z rozszerzonym jonogramem), a weta raczej nie widziała (w wieku 5 lat dopiero w schronie sterylizowali). Kocha żółtka - teraz już umiarkowanie, ale na początku dostawała codziennie jedno: z anemii (żółtka plus FortanFortain i mielone skorupki, żeby fosfor zrównoważyć) doszliśmy po 2 tygodniach do takich wyników, że wet mnie pytała, co ja jej daję, bo to niesamowite, żeby się aż tak krew poprawiła tylko od jedzenia
I tak Dyzio miał szczęście - kumpeli kota sąsiad tak podtruł, że mu totalnie wysiadły nerki i wątroba: nie dało się go uratować. Koty mają najlepszą ze wszystkich ssaków zdolność samoleczenia - trzeba im tylko dać szansę.
Kotuś musi się odstresować, zregenerować po narkozie; poza tym czy badanie kretyniny było po minimum 8h bez jedzenia? Bo inaczej wyniki mogą być mylące (tutaj u mnie mocno kładą na to nacisk; nerki muszą mieć czas odfiltrować co nieco z krwi).
W każdym razie - co i jak by nie było - mocne kciuki za Dyziulka

Dzielny z niego kot

...