Ranek ciemny strasznie i mocno lejący mnie obudził. Leżałam z Tami wtuloną we mnie i słuchałam szumu padającego deszczu. Uspokajałam myśli. Przyśniło się mi, że mnie z...pracy zwolnili. MAKABRA! A potem do szarówki koty łapałam. Jedno i drugie mało fajne choć wolę to drugie.
Koty wariować zaczęły o zwykłej godzinie posiłkowej więc wstałam. Szumiało, waliło w okna i ciemno było. Nie poszłam do dzikunów. Nie było sensu w taką ulewę. Karmię na dworze i przy takim deszczu miski zaraz są pełne wody. A koty mokre i zmarznięte. Jedynie piwniczniak ma " pod dachem".Ale on ma chrupek pełno.
Martwię się o koczkodana małego ale zostawiłam wczoraj w baraku dużo chrupek różnistych. Ma ciepłą budę i oby w niej siedział. By uspokoić sumienie i niepokój zabrałam się za sprzątanie. Uświetniłam poranek niedzielny mozolnym kolankowaniem ze ścierą w łapce. I nosem pracującym na pełnych obrotach. Uprałam zasłony i firanki i gotowa byłam okna myć byleby czymś zająć ręce i myśli. Tylko ten deszcz...
Dostało się Karolinie za fuczenie i wprowadzanie niepokoju w stadzie. Dostało się Wojtkowi i całemu światu by się dostało gdyby świat raczył zapyszczyć.
Jest 7 a ja już zmęczona jestem.
A środku mnie drga niepokój. Ten sen o stracie pracy ...Ten brak wyjścia do kocińskich...
Któreś wymiotuje. Wczoraj to była Tami. Dziś nie wiem. Wygląda, że Bianka. Akuratnie Bianki mi potrzeba jako hafciarki. Malce pojadły i poszły spać. Całe towarzystwo poszło spać.
Niedziele czy nie niedziela to jest dzień jak co dzień. Tylko zwie się weekendem.
Iwonko, zawsze serdecznie zapraszamy. I raz jeszcze wielkie dzięki za pomoc.
