Cała sprawa rozpoczeła się od telefonu tej psiapsióły, ze jej koleżanka weźmie Pelasię. Zadałam pytanie, dlaczego ta propozycja nie wyszła od samej zainteresowanej, ale odpowiedzi sie nie doczekalam. Postanowiłam wyjasnic sprawę "u źródła" i rozmówilam się z chętną, która sprawę przedstawiła inaczej, że może (!) by i wzięła, a z psem to też nic pewnego, na razie się zastanawia. Ponieważ znam jej sytuację - poprosiłam, żeby przemyślala czy jest pewna, że to dobry pomysł wprowadzać w jednym dniu psa i nowego kota do domu. A jeżeli "stare" koty nie zaakceptują psa? A jeżeli zagęszczenie zwierzakow spowoduje, że zaczną chorować albo sikać? Na tym skończył sie mój kontakt z osobą.
Dalszy ciąg to już wspomniany wczesniej telefon od psiapsióły święcie oburzonej, jakim prawem oceniam sytuacje potencjalnego domu. Oczywiście pies już był w domu, adoptowany z Palucha. I one jutro przyjeżdżają po kota. Moja odmowa wywołala stek obelg i pustych pogróżek.
Skwitowałam całą sprawę wzruszeniem ramion. Bo co one mogą

A skórę mam grubą, więc wyzwiska nie robią mi większej krzywdy, aczkolwiek jest to pierwszy raz, kiedy mnie ktoś tak potraktował.
Z ciekawszych pogróżek:
zamkną mi fundację

(jako żywo nie wystepowałam pod szyldem żadnej fundacji)
obsmarują mnie na FB
podstawią kogoś, żeby kota ode mnie adoptował
ogłoszą (nie wiem tylko gdzie

) żeby mi NIKT kota nie dawał na DT, bo jestem nieodpowiedzialna i chamska
będą mnie śledzić
itd, itp, a wszystko to tonem nie znoszącym sprzeciwu i przeplatanym wyzwiskami, jakich nie powstydziłby sie pijany szewc.
Zastanawiam się na ich kondycją emocjonalną. To chyba nienormalne żeby pani w słusznym wieku nie potrafiła zapanować nad emocjami? Obie maja koty i są raczej dobrymi domami - koty zadbane, leczone, okna zabezpieczone. Mam wrażenie, ze ta ordynuska rządzi życiem tej drugiej, a ta z kolei ma poważne braki w asertywności i jej ulega. Ale to nie mój problem...
Za to panowie zrozumieli moje stanowisko, a TZ nawet pomiział przyczynę całej awantury i powiedzial do niej czule "kociku"...