Z PAMIĘTNIKA
STAREGO FILOZOFA.
No, pańcia już spakowana, czego nie mogę absolutnie powiedzieć o pańciu, a nawet powiem, że pańcio nie jest spakowany w najmniejszym stopniu. A jeszcze jutro państwo jadą do Wyszkowa na ślub jakiejś koleżansi pańcia z pracy, wrócą pewnie późno, a o 5 rano mają samolot. Pańcia na wszelki wypadek nabyła puszkę napoju energetycznego, bo dopiero w samolocie zamierza się wyspać.
Bo, jakby było mało wszystkich zajęć przed urlopem, to pańcia po raz kolejny dostała lekkiego odbicia w kierunku RPG. Towarzystwo trochę znienacka wznowiło kampanię i pańci gra się zarąbiście dobrze, a że czas wszyscy mają dopiero ok 22, pańcia zaniechała praktykowania snu, a z powodu pospiesznego wylaszczania się na ślub Młodego, zaniechała też konsumpcji rzeczy kalorycznych i żyje ogóreczkami, truskawkami a przede wszystkim, oczywiście, bobem.
Wczoraj pańcia zawezwała swoją miłą sąsiadkę na pomoc i całe popołudnie przymierzała potencjalne weselne kiecki, zarówno te świeżo nabyte, jak i różne stare, ale eleganckie. Pańcia bardzo lubi eleganckie kiecki, ale o piątej rano jakoś ciężko jej się w takie kiecki ubiera i pewnie dlatego lata głównie w spodniach, choć niewykluczone, że w końcu życie ją do kiecek zmusi, albowiem jej ulubione rybaczki właśnie postanowiły pęc na, za przeproszeniem, zadku. Centralnie. No więc pańcia przymierzała a sąsiadka surowo kręciła nosem, w końcu wybrały jedną indyjską kieckę, krwistoczerwoną, naszywaną na srebrno i teraz pańcia musi dokupić jakiś przyjemny żakiecik, bowiem nie pasuje do niej żaden który ma. Jako support... nie, raczej jako sequel pańcia zabiera drugą kieckę, dla odmiany w kolorze wściekłej fuksji, bowiem po konwersacji z przyszłą synową dowiedziała się, że następnego dnia na obiedzie zapewne wszyscy wystąpią w drugim zestawie strojów. W związku z powyższym, żakiecik powinien pasować do obu kiecek. Następnie zaczęły oglądać pańciowe pantofle i tu pańcię spotkała niespodzianka. Założyła, że jej ślubne pantofle, czarne, na umiarkowanym obcasiku, nadadzą się na tę okazję doskonale, znaczy, na występ w kościele, a na tańce jak zwykle założy komunijne lakierki sąsiada sprzed dwudziestu lat.*
Jakoś od dnia ślubu pańcia nie miała potrzeby oglądać rzeczonych ślubnych pantofli więc odrobinę ją swoim widokiem zaskoczyły. Ślub pańcia brała pięć lat temu, a jak może niektóre starożytne ciotki pamiętają, pięć lat temu była moda na wąskie i długie czubki. Teraz oneż, te długie czubki pańci wydały się jakoś passe, na szczęście z czeluści swojej drugiej szafy wygrzebała czarne sandałki, kupione kiedyś w szmateksie za pięć złotych, mają jak raz srebrne ozdóbki i - jeśli tylko nie będzie padać - przypasują akurat.
Teraz jeszcze trzeba rozwiązać problem uczesu i manicure i niech się na wszystkich bogów nie zepsuje samochód...
Mówię ciotkom, dom wariatów.
Ja w zasadzie nic z tego nie pojmowałem, ale Gabunia mi wytłumaczyła. No, kobieta, ostatecznie...
Jak już wszystko zrozumiałem, to ciotkom przekazałem i idę spać.

A na koniec, od pańci. Tu jest kot i nawet go widać.

Chwilowo się żegnamy, pańcia będzie nadawać z Bol.
*Dwadzieścia lat temu mieszkaliśmy w bloku, a nad nami sąsiedzi, których synek szedł do komunii w bardzo porządnych lakierkach. Lakierki były na mnie akurat, a synek wyrósł natychmiast, zatem odziedziczyłam je w spadku. Używałam na każdą dyskotekę, sylwestra i tym podobne taneczne okazje, a dwa lata temu do komunii poszedł w nich synek mojej przyjaciółki. Wyrósł, oddał i dalej ich używam. Nieprawdopodobnie solidny wyrób obuwniczy.
