Ładne to Twoje...
Ona też kochała koty.
-----------------------------------------------
Nie próbowałem z kocimiętką, nawet nie bardzo znam to zioło, tego jeszcze nie paliłem.

Próbowałem z "Feliway" w spray'u. Do podróży. Wypsikałem samochód i kosze dla kotów - porażka. Przereklamowany. Koty nawet nie zauważyły - było jak zwykle. Odik odrętwiał, Albert darł się cała drogę, a Maruda darł się, zdemolował transporter i użył wszelkiej dostepnej broni chemicznej i biologicznej. Osiem dych wywalone w kosmos, lepiej było jedzenia i żwirku kupić.
Na powrót (bo cudzym autem) Maruda dostał żel sedujący - pod kontrolą weta, a jakże. Waga kocura, wiek, kondycja - te rzeczy. Dawka obliczona a jakże...
Kot obalił się już w domu, z głupkowatym uśmiechem, zawadzając o nogę krzesła. Dał się spakować, a jakże, ale po godzinie w aucie, oprzytomniał lekko i nie wstając z grzbietu wyciął czterema łapami w stropie transportera szyberdach.
Plus był taki, że broni biologicznej tym razem nie użył.
