» Nie cze 30, 2013 21:34
Re: Bo koty muszą być... no, bez przesady, ile?
nosz, co ja jestem?
Karmię podwórkowce. Podchodzi do mnie babka, która się trochę kotami interesuje.
- złapałam tego kotka, co się przy sklepie kręcił. Dał się wziąć na ręce, to go przyniosłam do domu. Weźmie go pani?
- I co mam z nim zrobić? - bo już o tym rozmawiałam z babkami ze sklepu, że nie mogę.
- no, wykastrować i może jakiś dom się trafi...
Tłumaczę babce, że tylko na pawlaczu mogłabym upchnąć, pod warunkiem, że wszystko stamtąd wyrzucę Wypytała, jak załatwić kastrację, ok.
Po pół godzinie domofon.
- pani Jolu, tu XX ze sklepu, jest ten kotek, myśmy go nakarmiły, weźmie go pani?
No, baba (ta pierwsza), złapała widać specjalnie dla mnie. Ja nie mogę, to wypuściła.
A tyle natłumaczyłam, chciałam budę postawić. Nie, złapać i wcisnąć.
W okolicy nie ma płodnych kotek, więc akurat kastracja problemem nie jest. Tylko co dalej z kotem?
Nie mam już żadnych miejsc.