Oprócz leniwca mam jeszcze cięęęęęężką sklerozę

Bo jak inaczej nazwać to, co zrobiłam przedwczoraj? Pojechaliśmy z bratem z kaczką do mechanika (coś skrzynia biegów mi się "nie podobała" i gaśnie na luzie) na "diagnozę". Zostawiłam samochód, wróciliśmy, wysiadam z samochodu Młodego i co? Telefon służbowy został w kaczce u mechanika

25 km od Kielc... Mieliśmy wczoraj wycieczkę po telefon (a dzisiaj prawdopodobnie druga, tym razem po samochód).
Pochwalę się, a co

Do mechanika w poniedziałek pojechałam sama! TŻ siedział obok, po wszystkim stwierdził, że jeżdżę jak pirat. Zupełnie nie wiem dlaczego? Nawet setki nie przekroczyłam
A tak trochę bardziej poważnie - najadłam się strachu w pewnym momencie. Zaczęłam nieco zwalniać, bo przed nami były zakręty, zredukowałam bieg, a silnik zgasł. Koło mnie TŻ, za nami brat z narzeczoną jedzie, a za nimi tir.... Prędkość koło 90 km... Jechałam z włączonymi awaryjnymi czekając aż zakręty się skończą i kawałek prostej drogi się trafi, żeby się zatrzymać... Dobrze, że to było w drodze do mechanika - od razu Mu zgłosiliśmy problem i ma naprawić. W sierpniu czeka nas wycieczka do Tarnowa, więc muszę mieć samochód sprawny!
Przyznam się, że fajnie jeździ mi się kaczką (fordem ka, znaczy). Jest mała, zwrotna, ale jak chce to potrafi się rozpędzić

Gdyby jeszcze tylko miała wspomaganie kierownicy (TŻ się ze mnie śmieje, że sobie wyrobię bicepsy jak Pudzian

) i klimę to byłby "full wypas"
PS Może się trochę już ruszę i zacznę opisywać co u nas... ale nie obiecuję na 100%
