Dziś jest 30. Miesiąc temu Tasza opuściła nasz świat zabierając kawał naszego serca. Byłam dziś na działce, stałam nad grobami i ... Boli bardzo. Różaniec nanizany z paciorków istot które nas opuściły jest coraz dłuższy. Boli, jak wymieniam każdy koralik przesuwając go w sercu powolutku ... Wspominając ...
Tyle ich odeszło.
Mieliśmy nie brać maluszków. I są. Czy to dobrze? Nie wiem. Ale czego my nie mieliśmy już robić?! Ileż złamaliśmy własnych przyrzeczeń by potem ciężko żałować. Choć to złe słowo
żałować. Nie odda właściwych uczuć. A dziś brak mi odpowiednich słów by je oddać właściwie.
Tamunia żyje i jest przesłodkim stworzeniem. Oczki, biedne moje oczęta są na swym miejscu i może tam już zostaną. Kolejny kurak gotuje się i kolejny przecier został kupiony. Brak mi zapału by coś innego wymyślić/ ugotować.

Mała biega ,czaruje nas i martwi każdym kichnięciem czy wypływem z oczek.
Maluszki są cudnie małe. Są z mamą ale wiemy, że to nic nie znaczy jeśli choroba ma je dopaść. Im dom nie zakocony bardziej byłby potrzebny niż nasz. Dom bezpieczniejszy .Ale ile jest takich domów co z otwartymi ramionami przyjmą kocią rodzinę i związane z tym kłopoty uczuciowe i finansowe? Te co znam są zapchane po kokardki. Nawet rodzince nie szukałam innego .
Mam dziś zły dzień. Jakoś ostatnio wiele tych dni mnie dopada. Ale przejdzie. Musi.
Jutro też jest dzień.