» Sob cze 29, 2013 21:56
Re: Żoliborz - tygryski pilnie szukają DT
Już odpisałam Arcanie, ale jeszcze raz napiszę. Już przemyślałam - wezmę wszystkie plus matkę, jeśli okaże się domowa. Tylko na kilka dni potrzebowałabym klatki, gdyby była możliwość gdzieś pożyczyć.
Trochę (a nawet mocno) mnie to przeraża, bo nigdy tyle kotów naraz nie miałam - do tej pory maksymalnie miałam na tymczasie jednocześnie 2 maluchy i 1 dorosłego przy dwóch swoich. Teraz mam 3 swoje. Normalnie skok na głęboką wodę.
No ale przecież nie zostawię połowy. Oczywiście gdyby znalazł się dom, który wziąłby połowę szóstki, to byłoby fajnie. Oczywiście nie za bardzo wierzę, bo wszyscy mają nadmiar, a wciąż dochodzą nowe, ale może...
Ale jeśli chodzi o pomoc finansową, to jak najbardziej - do tej pory brałam koty na swój koszt, ale nie udolę z leczeniem piątki czy szóstki jednocześnie, a do tego jeszcze wyżywienie i żwirek. Dlatego sama miałam zamiar poprosić dziewczyny z Jokota. Boliłapkę znam, jeździłam do niej czasem, ale fakt, to drugi koniec miasta. Samochód mamy, tylko że to TŻ prowadzi - jeśli się na mnie tym razem nie obrazi śmiertelnie, to mnie zawiezie.
Fajnie, że Aleba, Aleb, alix27 czy ktoś z jokota będzie łapać, w sumie to wolę, żeby to były koty jokotowe, zawsze w kupie raźniej.
Co do pory - nie tyle łapanki, co dostawy do mnie. No cóż, najlepiej, żeby TŻ nie było wtedy w domu - moja dotychczasowa sprawdzona praktyka polega na tym, że TŻ zastawał już koty w domu - jest oczywiście przeciw, więc po co się wcześniej o to kłócić - więc wprowadzam koty, kiedy on jest w pracy.
Nie wiem, czy jest możliwość, żeby po złapaniu koty od razu trafiły do Boliłapki, coby ktoś je obejrzał i zaaplikował im odpchlanie, odrobaczanie, a nawet małą kąpiel, jeśli się da. Ewentualnie od razu sterylkę matce (chyba że tak znienacka jest niewskazana i kotka przed nią powinna trochę pomieszkać w domu - to już się lepiej na tym znacie).
Bo po pierwsze po tym, czego się naczytałam, boję się odrobaczania zarobaczonych kociąt (a te pewnie będą), po drugie, nie chcę ściągnąć zarazy na swoją kociarnię (tego TŻ by mi nie wybaczył), czy ponosić niepotrzebnych kosztów odpchlania i odrobaczania dodatkowych kotów, a po trzecie - lepiej, żeby TŻ zobaczył słodkie maluszki (ew. z matką), a nie potencjalne źródło smrodu, brudu i zarazy (jak do tej pory ta taktyka się sprawdza, więc pierwsze co, to koty obrabiałam i kąpałam (ale też nigdy nie miałam tak bezpośrednio z ulicy). Z drugiej strony sama bez TŻ nie dysponuję samochodem, żeby pojechać z kotami do Boliłapki.
Do tego niestety akurat przyszły tydzień mam dość obłożony pracowo (tzn. wygląda, że oprócz czwartku idę do pracy codziennie). Ale szczegóły obgadamy, gdy już będzie wiadomo, co, gdzie i kiedy.
Bo tak sobie pomyślałam, że to najlepszy plan - wziąć towarzystwo od razu po łapance do Boliłapki, tam odrobaczą, odpchlą, zobaczą przez kilka godzin, czy kociaki rzygając robakami nie schodzą (nie wiem, ile to czasu wymaga), ewentualnie wysterylizują kotkę nie rozdzielając jej z kociakami (bo nie wiem, czy kotka by potem pamiętała, że to jej?). W zależności o której by to było - kotki albo przyjechały do mnie, albo przeczekały w lecznicy przez noc, aż TŻ wybędzie do pracy, a ja akurat będę w domu.
Jeśli źle myślę, to proszę, zweryfikujcie.
Nieobecność TŻ, a moja obecność jest tu zasadnicza. No i bez TŻ nie mam samochodu.
I przypominam, że ja nie jestem doświadczonym DT - do tej pory miałam koty raczej łatwe, często już przejmowane po kimś i z problemów "na wstępną obróbkę" to co najwyżej miały pchły w znikomej ilości i wymagały kąpieli.
A - dziś przy wydawaniu młodego burego TŻ powiedział, że przez jakiś czas nie będziemy mieli nowych kotów. Jak myślicie - ile to jest "jakiś czas"?

Kawunia?