Czarnuszek odszedł wczoraj...nie odszedł sam....pobiegł za Winterkiem...Mam nadzieje,że chociaz trochę szczescia im dałam,ale marna to pociecha
Mówi sie ,że nadzieja umiera ostatnia...Tak..to prawda...Kiedy umiera ostatnia nadzieja zostaje tylko pusty kocioł żalu i beznadziei...i długi w lecznicach ,bo żeby leczyć koty trzeba mieć za co...Nic madrego nie przychodzi mi do głowy,żeby napisać...
asia2 pisze:BOZENAZWISNIEWA pisze:Chciałbym poprosić o zgłoszenie się kogoś kto przejmie prowadzenie tego wątku.
Kandydatów proszę o wpisanie się na wątku,nie pisanie do mnie na pw.Chciałabym,żeby watek poprowadziła osoba z kilkuletnim stażem na forum.Watku nie zamykam,na pewno poprowadze go do końca tak jak się zobowiazałam zakładajac go.
Watek ma słuzyc niesieniu pomocy ludziom i ich kotom.
o jakie wątki , wątek chodzi?
o ten watek...jak w tytule
Nie bardzo wiem jak podniesc na duchu ludzi jacy walcza o swoje koty,wiec jaki sens ma pisanie?Nie umiem juz napisac"walcz,dasz radę".Po tym co przszlismy z moimi białaczkowymi kotami nie umiem miec nadziei,ze wygra się z ta choroba.Owszem,jesli kot jest bezobjawowy to tak,ale przewaznie zgłaszaja się tutaj ludzie jakim koty juz choruja...Mogę napisać tylko jedno"kochajcie się i troszczcie,póki macie ten czas..."Na temat terapii takich kotów mam swoje zdanie,ale jak ktos chce niech walczy.Jest takie powiedzenie u ludzi"rak boi się noża"I to jest prawda.CZESTO LUDZIE PÓkI NIE WYTNA ORGANU I NIE WIEDZA,ŻE CHORUJA CZUJA SIĘ DOBRZE,A POTEM "LECI SZYBKO"Tak to wygląda tez w przypadku kotów białaczkowych..podawanie chemii,Virbagenu innych specyfików jest pomocne,ale nie zawze.Czasami powoduje to "ruszenie'choroby i niestety szybszy finał smiertelny.Nie kazdy mieszka w duzym miescie,nie kazdy w swoim ma lekarzy specjalistów,a leczenie chorego kota białaczkowego wymaga zaangazowania obu stron i także współpracy kota.Jak wytłumaczysz wystraszonemu ,cierpiacemu kotu,ze to dla jego dobra codziennie musi dostac zastrzyk,pojechac na badanie krwi.Przeciez nie kazdy kot wejdzie do kontenera...a stres z dojazdem,badaniami to czesto daje przeciwny skutek takiej terapii.
Takie to moje przemyślenia są:smutne.A na dodatek doszłam do wniosku,ze to co zrobiłam dla tych kotów tutaj to beznadzieja i porażka...Moze inni powinni się zajac tym ,czego ja nie robie dobrze..nie wiem...Przewaznie ci co maja kase maja w...takie zwierzaki i tez mówia"niech inni się tym zajmą"...Nie mam pracy,nie mam srodków=nie pomagam.Tyle chyba
