Zdjęć nie będzie przynajmniej do weekendu. Niestety długo pracuję, kiedy wracam jestem bardzo zmęczona a jeszcze trzeba zająć się domem, kotami, wreszcie sobą (nawzajem). Szkoda mi trochę czasu na klikanie na forum. Nic to, w weekend powinno się udać zrobić trochę zdjęć. Sytuacja międzykocia pozostaje bez zmian. Biją się łapami, chyba bywa ostro, bo po walkach liżą futra, jedna nic nie je, druga obżera się do niestrawności. Ale czasami jest spokój i wtedy mogę się nimi pozachwycać.
No to poczekamy do weekendu.Nie, ostro to być nie może, bo wtedy lałaby się krew ( dosłownie!).Nadal nie mogą rozstrzygnąć, która jest dominująca.Kiedyś, kiedy miałam tylko Gucię i Melę wyjechałam nad morze.Do kotek przychodziła raz dziennie koleżanka.Płakała do słuchawki, bo dawała im jedną puszkę 85g gourmeta, a na następny dzień prawie całą wyrzucała.Kupowała im mięsko, też efekt był podobny.Guci to zostało, mięsa nie tknie, nawet już miski dla niej nie daję karmiąc koty, bo to nie ma sensu.Czasem liźnie trochę sosu z saszetki i tyle.Je wyłącznie suchą karmę, o co jestem zła, ale nic na to nie poradzę.Florcia się w końcu opanuje, nie jest głodna, najada się na zapas, nadal ma to zakodowane z okresu bezdomności.
Teraz, gdy jest tak upalnie, to zostawiam im tylko suche, bo mokre się zbyt szybko psuje. Poza tym nie są głodne gdy jest upał. Wieczorem daję trochę mokrego, żeby zjadły ile chcą a po mniej więcej 2 godzinach wyrzucam resztki. Isia to w ogóle jadłaby tylko surową wołowinę, ale nie mam tyle siły, żeby jej to rano przygotowywać, kroić, wieczorem spoko. Poza tym Florka i tak by ją objadła Martwi mnie wychudzenie Isi. To na pewno nerwy, na 100 %. Zastanawiam się, czy jej nie dawać jakiegoś wynalazku typu 'calm' na brak apetytu.
Koty tak jak ludzie mają różną przemianę materii.Dobrze, że Isia lubi wołowinę, to najzdrowsze mięso.Nie martw się tak, ona jest młodziutka, energiczna, lepiej, że jest szczupła.Odchudzanie kotów to makabra, a otyłość to problemy ze zdrowiem.Naprawdę miałam tłuste koty, martwiło mnie to.Daję im mokrą kamę dwa razy dziennie, głównie mięso i wyglądają inaczej.Tylko Gucia nie chce mięsa, o czym pisałam.Skończyła już siedem lat, to wiek, w którym zaczynają się problemy z nerkami i wolałabym, aby jadła mokrą karmę nie suchą, ale się nie da. A koty nabierają ciała jesienią, nawet te domowe, którym tłuszcz nie jest potrzebny.W lecie chudną, jedzą mniej.
Każdego ranka urządzają sobie polowania z wyścigami, czają się, biegają jak oszalałe tam i z powrotem po niespodziewających się niczego ludziach Skąd w tych kotach aż tyle energii i chęci do zabawy...
Są młode i zdrowe i tak trzymać Wczoraj z zachwytem patrzyłam jak moja najstarsza kotka Mela bawiła się taką bombką choinkową z papier mache ( Florcia też taką ma).Przyczajała się, potem sprint do bombki, polowanie i od nowa Melcia schudła na szczęście i ma siłę i ochotę biegać.Wcześniej wysiłek fizyczny ograniczała do spacerku do kuwety i miski.Tyle
Właśnie zdałam sobie sprawę, że bombkę gdzieś wcięło. Musiały ją wcisnąć za albo pod jakiś mebel. Poszukam dzisiaj. Ostatnio mordują taką zabawkę, która wygląda i w dotyku jest jak zdechła mysz, w dodatku z piórkami w tyłku przenoszą ją w zębach i znowu tarmoszą. Florcia bawi się już też piłeczkami pingpongowymi. Ale jednak najbardziej lubią się bawić w polowanie na siebie. Teraz wygląda to już jak zabawa w polowanie a nie walka na śmierć i życie
Jasne, że to już zabawa Niech biegają, będą w dobrej kondycji, zdrowe i szczupłe. Moje koty miały kiedyś taką dużą mysz, która piszczała jak się ja nacisnęło.Wyglądała wkrótce jak obraz nędzy i rozpaczy, futro odklejone, trudno się było domyślić, co to w ogóle jest.Najgorsze jednak było to, że czasem na nią nadeptywałam, a to przeraźliwie piszczało Byłam zawsze bliska apopleksji Piłeczki pingpongowe są fajne, podobnie jak plastikowe pisanki, ale sąsiedzi na dole ......
I orzechy zawsze po 24ej. Mi któryś sąsiad stuka młotkiem nad głową od wielu lat (jakiś blokowy zakładzik stolarski), więc muszą znieść zabawy kotów, nikt się nie śmie skarżyć. Okropnie wychowywane dzieci też wytrzymywałam (z trudem, skaranie boskie, to moim zdaniem tysiąc razy gorsze niż koty.)
A kasztany? Też fajne U mnie na dole mieszka starsza pani, nie słyszy prawie, telewizor ryczy tak, że nie muszę swojego włączać.A na górze sąsiedzi są w stanie permanentnego remontu.Taka neverending story.Mnie to nie przeszkadza, chyba się już przyzwyczaiłam.
Jak się tak pomieszka w starym bloku, gdzie każdą wizytę w toalecie sąsiada dokładnie słychać, gdzie matka wywrzaskuje najgorsze przekleństwa na dzieci, to człowiekowi marzy się domek (albo dworek) na wsi, z dala od ludzi, z pięknym ogrodem lub jeszcze lepiej parkiem, jeziorem, fontanną, szpalerem drzew w dojazdowej alei A co! Marzenie nie do spełnienia, ale jak się od razu przyjemniej robi.
Ale z tym telewizorem, to współczuję. Moja koleżanka też tak miała wiele lat, książki nie dało się czytać bez zatyczek do uszu (skończyło się wraz ze... zgonem starszej pani (aż przykro pisać) Szkoda, że ta pani nie używa specjalnych słuchawek - takie wydaje mi się ma babcia mojego kumpla, słuchawki dla słabo słyszącej - do telewizora)
Mnie to nie przeszkadza.Gorzej było, kiedy w pobliskiej restauracji były wesela.Goście wychodzili na zewnątrz, kąpiel w fontannie była hitem.Byłam na bieżąco z weselnym repertuarem, ale już solo na saksofonie nad ranem było przegięciem.Tłumaczono nam, że to przecież raz w życiu, ze trzeba zrozumieć, ale dla nas był to KAŻDY weekend.Teraz jest klimatyzacja, okna i drzwi zamknięte, można żyć. Zilvana, będą zdjęcia?