Witam
Tak się cieszę,że nas odwiedzacie. Tym bardziej, że ja ostatnio kuleję z rewizytami

Przepraszam. Mam nadzieję na poprawę.
Wczoraj nie napisałam nic, bo siedziałam z Mieciem. W salonie (łazienka

), na tronie a na moich kolanach próbował siedzieć lub leżeć szkielecik. Próbował, bo nie siedział...na czym?...na kosteczkach?...
A jak do mnie trafił ów szkielecik? ...Co drugi/trzeci dzień zaglądam na działkę pana W. Tam gdzie sterylizowałam koteczkę i gdzie podrzucony był malutki Patyczek z rodzeństwem. Pan W. przynosi jedzonko dla koteczki, ale ja chcę trzymać rękę na pulsie w razie gdyby się coś działo...pan W. ma już 85 lat. Przez całą zimę widziałam tylko koteczkę a teraz wiosną pojawił się dawno nie widziany jej synek Rozumek. W czwartek 6.06 chłopaczek pojawił się niewyraźny, utykający z powodu podkurczonej, spuchniętej przedniej łapki. Opuchlizna była duża, łapa wyglądała brzydko a ja nie miałam na działce kontenerka, bo z Maszą w środku zaniosłam go do domu. Na prośbę Agaty przyjechał Marcin czyli forumowy junk65. Próbowaliśmy kota złapać, ale tym razem Rozumek wykazał się brakiem rozumu i uciekał przed nami coraz wyżej. Nie chcieliśmy go bardziej wystraszyć i zostawiliśmy w spokoju (na następny dzień miałam ponowić próby). I wtedy Marcin wypatrzył kotusia. Siedział sobie w akwarium(moje określenie miejsca w którym pan W. składa materiał na odymianie uli:patyczki, słomę,itp). Widząc nasze zainteresowanie kotuś postanowił zejść nam z oczu. Kiedy rzucił się do ucieczki zobaczyliśmy "biegnący" koci szkielecik. Na następny dzień okazało się,że Rozumek w jakiś sposób otworzył sobie ropień i łapka-balonik wyglądała teraz jak przekłuty balonik. Byłam już przygotowana i podałam mu antybiotyk. Dałam Rozumkowi i Mamuśce jeść....zakiciałam pro forma i z zarośli usłyszałam skargę. Po chwili skarga się wynurzyła ale trzymała dystans. Nałożyłam jedzonko, podsunęłam skardze pod nos i odeszłam. Na następny dzień Miecio-Wrzaskun ocierał się już o moje nogi. Więc siedzi w mojej łazience a ja zamierzam Go utuczyć....i nieśmiało wspomnę-znaleźć dom, któremu będę zazdrościć Miecia-Miziaka
Miecia charakteryzuje niesłychane bogactwo kociego języka...Miecio płacze, miauczy, miaukoli, piszczy, popiskuje, powarkuje, nawołuje, mruczy, mrukoli, pochrząkuje. Zmienia przy tym ton, od wysokiego po niski, w zależności co chce powiedzieć.
Miecio pcha się na kolana, mizia, wciska głowę w rękę, pod pachę, barankuje, mizia i próbuje "całować".
I zapomniałam napisać Miecio waży 2,7 kg...dwa razy mniejsza, najchudsza u mnie Kleo waży 3 kg!
Zosik pisze:Aniu powtarzam! Pomogę! Mogę podjechać, zawieźć, przewieźć, przetrzymać. Tylko dzwoń kobieto...
Marto, Ty sama z Wasią masz kłopot...ja Ci dołożyłam Kropeczkę, nie chcę Cię wykorzystywać...ale przywiezienie tego żwirku to byłaby dla mnie duża pomoc...naprawdę.
Kinnia, bo my kociary

już tak mamy...wesoło. Przynajmniej nie nudno...no nie?

Twoje buraski są śliczne. Ma nadzieję "pójdą" w dwupakach.
Cytryna, Miraclle, Ilonka...obiecuję się trzymać(chociaż miałam chwilę załamania i Ktoś musiał wysłuchać mojego biadolenia...buziaczek dla Ktosia

)
Zaglądajcie do nas.
Jutro może uda mi się zajrzeć tu wcześniej.